czwartek, 15 marca 2018

Włada Czerwińska zd. Dziadykiewicz

środa, 30 lipca 2014 21:03

Wiersze z cyklu podróże sentymentalne

Dzięki Ci Boże za pogodę
Widziałam miasta swego urodę
W blasku słońca i błękitne nieba.
Widziałam łąki ukwiecone
I góry Woroniatki zielone.

Więc ugasiłam swoją tęsknotę?
Byłam tam, Złoczów widziałam.
Myślałam, że dosyć, a potem…
Potem znów przywidzenia miałam.
Że chodzę i chodzę po mieście,
Błądzę znajomi uliczkami.
Zmęczone nogi nieście mnie, nieście…
Nie mogę rozstać się ze wspomnieniami.

***
Dzięki Ci Boże za niepogodę,
Widziałam miasta mego urodę
W strugach deszcze i wiatru porywach.
Widziałam drzewa powalone
I niebo ciemne, zachmurzone.

Więc ukoiłam swoją tęsknotę?
Byłam tu znowu, Złoczów widziałam.
Myślałam, że dosyć, a potem…
Potem znów przywidzenia miałam,
Że chodzę po swoim mieście,
Omijam ogromne kałuże.
Czy wrócę tu kiedyś jeszcze?
Marzenie to małe czy duże…

***
Dzięki Ci Boże za pogodę,
Widziałam miasta swego urodzę.
Już po raz trzeci (jak ten czas szybko leci),
Wprost tonę we wspomnieniach,
Ukradkiem ocieram łzy wzruszenia.
I pokazałam swoje miasteczko
Dorosłej córce. Popatrz córeczko:
To nasze gniazdo rodzinna,
Ciągle to samo choć inne.

Więc ukoiłam już swoją tęsknotę?
Nawet córce Złoczów pokazałam.
Myślałam, że dosyć, a potem…
Znowu zasnąć nie umiałam.

***
„Polały się łzy me czyste – rzęsiste
Na me dzieciństwo sielskie – anielskie”,
Na dom rodzinny – już inny,
Polały się łzy me czyste, rzęsiste.

Na moją młodość górną i durną,
Na strasznej wojny wspomnienie,
Na miłość pierwszej niespełnienie,
Na wszystkie marzenia – złudzenia.
Polały się łzy me czyste – rzęsiste.

Na mój wiek żeński – wiek klęski,
Na wszystkie życiowe zawody,
Na utracony wiek młody,
Na przemijanie i trwanie –
Polały się łzy me czyste – rzęsiste.
***
Byłeś snem mojej wczesnej młodości.
Rozłączyła nas wojna i ciężar ludzkich spraw.
Po drodze były zauroczenia, miłostki,
Lecz urok pierwszej ciągle trwał.

Wspomnienia związane ciasno
Z naszą Złoczowską Ziemią
Rzuciły na me życie cień,
Lecz dla mnie było jasne,
Że przyjdzie spotkania dzień.
Mija pół wieku – jeśli to mało,
Będę czekała wieczność całą.

Jesienny chłopak z jesienną dziewczyną
Błądzą ulicami małego miasteczka.
Czas ich młodości już dawno minął
Została wspomnień garsteczka.

***

W hołdzie Mickiewiczowi, 
którego pomnik stał niegdyś na Wałach w Złoczowie
Coś Ty uczynił ludziom Mickiewiczu,
Że dwa razy pomnik Twój walili.
Lecz pytanie nowe się nazuwa:
Czy ci zwyrodnialcy ludźmi i byli?

Nie ma już w Złoczowie pomnika,
Nie ma Twojego drogiego imienia
W nazwie mojej szkoły i ulicy,
Ale żyje w sercu i wspomnieniach.

Stare fotografie i pocztówki
Jak relikwie ocalone od spalenia
Świadczą o polskości tego miasta
I ratują je od zapomnienia.

Sonety z cyklu „Moja Atlantyda”
Sonet I

Trwasz na tych Kresach ponad pięćset lat
Małe miasteczko – moje rodzinne,
Dla mnie niezwykłe – zwykłe dla innych,
Gdzie każda ścieżka wciąż znaczy nasz ślad.

Ojcowski domek, kościółek, szkoła,
Sielskie dzieciństwo i wczesna młodość,
Wichry wojenne i pierwsza miłość.
To Atlantyda utracona.

Jak chciwy skąpiec wciąż chwytam w dłonie
Drobne okruchy cudownych wspomnień
Lecz ulatują, ciągle ich mało.

A przecież czasu niewiele zostało,
By z epizodów odtworzyć całą
Mą Atlantydę umiłowaną.

Sonet II

Przy dawnej ulicy Szaszkiewicza
Stoi jak niegdyś dom piętrowy.
Nie jest już piękny, nie jest nowy,
Miejscowi mówią: Dom Dziadykiewicza.

Niestety, razem się starzejemy,
Mnie ciągle zmarszczek przybywa i lat,
Tobie pęknięć na murze i łat.
Ile nam czasu zostało, nie wiemy.

Stoję furtce jak urzeczona,
Ale nigdy nie wchodzę do środka.
Po co? Swoich tam przecież nie spotkam.

Smutna i coraz bardziej wzruszona,
Wbrew nadziei wciąż wierze skrycie,
Że Atlantyda ma drugie życie.

Sonet III

Pierwszego września w pamiętnym roku
W kolory późnego lata strojna,
Nie bacząc na to, że była wojna,
Wyczekiwała nas do zmroku.

Królestwo całe krzewów różanych,
Szeregi dumne kwitnących dalii,
Mieczyki, maki, krzewy azalii
Czekały przyjścia dzieci kochanych.

Szkoło imieniem Wieszcza ochrzczona,
Najpiękniejsza na całym świecie,
Czy nas jeszcze pamiętasz może?

Gdzie nasza młodość, gdzie Twoje kwiecie
Te same mury, ulica znajoma…
Za chwile wspomnień dzięki Ci Boże!

Sonet IV
Jakie takie miejsce w moim Złoczowie,
Gdzie się zatrzymał bezlitosny czas.
Po wielu latach znowu wita nas
Kościółek stary – piękny jak nowy.

Nigdy nie był – jak inne – zamknięty.
Stary ksiądz nakręcał zegar na wieży,
Młody szacowne mury odświeżył.
Złoci się teraz każdy nasz święty.

Ileż te mury modłów słyszały
I grzechów jak kamień ciężkich,
Ile narodzin i śmierci widziały.

Mijały wielki, mijały wojny
A ty wciąż trwasz zwycięski,
Majestatyczny, zawsze spokojny.

Sonet V

Byłam nad rzeką, której już nie ma
Tam, gdzie dzieciństwa swego szukałam.
Pod powiekami obraz jej miałam:
Wierzby nad wodą i błękit nieba.

Z tej wierzby spadła do bystrej rzeki.
Ida – mała dziewczynka żydowska.
Nie utonęła – dziewczynka polska
Przyrzekła przecież przyjaźń na wieki.

Mówią, że nie można wejść dwa razy
Do tej samej rzeki – mnie się udało.
A woda była zimna i czysta.

Jak w milej rzeczce mego dzieciństwa,
Która do morza płynie pomału
I o spotkaniu z Atlantydą marzy.

 Sonet IX
Bajkowy zamek, zajazd hetmański,
Kościół ze strzelistymi kolumnami,
Latem pachnący białymi liniami,
Domki z gankami, nie wsiowe – pańskie.

Bezkresne błonia, lipy wiekowe,
Lasy, pola, sady i kurhany,
Gdzieniegdzie samotny krzyż stary,
Źródlana woda i powietrze zdrowe.

Więc wracam do swego Soplicowa,
Jak niegdyś zrywam kolorowe kwiatki,
Chciałabym zacząć wszystko od nowa.

Sonet X
Klejnot kresowej architektury –
Miasto Słowackiego – Krzemieniec
Wyrósł jak pięknych kwiatów wieniec
U stóp królowej Bony góry.

Cicho i sennie jak w marzeniach,
Wieże kościołów lśnią w słońcu
I wcale nie wiadomo w końcu
Czyj krok dzwoni na kamieniach.

Może to Salomea z Julkiem,
A może na głos sygnaturki
Euzebiusz do liceum śpieszy?

Przeszłość z teraźniejszością się brata,
A srebrna fala Ikwy płynie:
Wczoraj, dzisiaj i do końca świata.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz