piątek, 16 marca 2018

W GAZECIE LWOWSKIEJ 30 września 2004r. w AKTUALNOŚCIACH ukazał się taki artykuł:

2016.01.14 19:10:40

Wielki Finał VII Konkursu Recytatorskiego Poezji i Prozy Polskiej na Ukrainie.
 
WIELKI FINAŁ odbył się w dniu 4 września 2004 roku w Sali lwowskiego Domu Nauczyciela. W tej samej, skąd kilka dni wcześniej odprowadzono w ostatnią drogę Jolantę Martynowicz, aktorkę Polskiego pochodzenia Teatru Ludowego. Wydaje się, że Jej duch, duch tej wielkiej Aktorki i Jurorki przecież, był z młodzieżą…Tak to się dzieje, że o rzeczach ważnych dowiadujemy się często przez przypadek. W ten sposób dowiedziałem się o tym konkursie. Pomyślałem sobie: „Nie może on pójść mimo oczu i uszu naszych Czytelników!” Nobilituje już samo jury: Krzysztof Orzechowski (dyrektor Teatru Juliusza Słowackiego w Krakowie), Anna Dymna, Kira Gałczyńska (córka Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego), Barbara Folwarczna, Teresa Starmach. No i Roman Maćkówka, prezes Stowarzyszenia Ziemi Złoczowskiej „Klub Złoczowski”. Wiadomo, że jego osoba podoba się nie wszystkim, ale impreza, którą organizuje od wielu lat, jest warta tego, żeby o niej napisać.  
     
Rozmowy w…oczekiwaniu Uczestnicy konkursu, którzy zjechali się z różnych stron Ukrainy, przybywali do Lwowa od wczesnych godzin rannych. Niektórzy musieli wyjechać z domu skoro świt. Wskutek poślizgu w planie pracy jurorów, przesłuchania rozpoczęły się dwie godziny później. Oto co udało się w międzyczasie usłyszeć. Jak poinformował nas pan Roman Maćkówka, pierwsza runda eliminacji konkursowych odbyła się w maju. Przystąpiło do niej 137 osób. Były to eliminacje regionalne – od Złoczowa do Użgorodu. Do finały zakwalifikowało się 37 osób. Przygotowały one po dwa wiersze – jeden: Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, z racji trwającego jego roku, drugi – Juliusza Słowackiego, urodzonego właśnie 4 września. Byliśmy bardzo zaskoczeni tym, że nie startował nikt z Lwowa, a młodzi z Mościsk nie weszli do finału. Czas sprzyja rozmowom. Czekając na rozpoczęcie przesłuchań, udało się poznać bliżej uczestników konkursu, a także ich opiekunów.  
     
Czortków Najodważniejsze w obcowaniu z „Gazetą Lwowską” okazały się dziewczyny z Czortkowa: Marianna Pomozybida, Maria Pawlukiewicz, Janika Kowalczykowa i Julia Żowtohołowa. Przyjechały pod opieką pani Uliany Nawłoki. Dziewczyny poznały i poznają poezję polską, kształcąc się w szkole sobotnio-niedzielnej. Uczęszcza do niej blisko sto osób. Działa ona przy Polskim Towarzystwie Kulturalno-Oświatowym im. Adama Mickiewicza. Wspaniałą entuzjastką sprawy kształcenia młodzieży jest pani Maria Pustelnik. Pomaga jej pani Anna Wołkowa. Dziewczyny, które przyjechały na konkurs do Lwowa, chodzą do szkoły sobotnio- niedzielnej już od 5 lat. Sporo dzieci, które do niej uczęszczały, już studiuje w Polsce, niektóre się „opierzyły” i mają tytuł magistra. Julia Żowtohołowow marzy o podjęciu studiów dziennikarskich lub polonistycznych. Dziewczyny, które przyjechały na konkurs, mają już wiele dyplomów. Przy szkole działa zespół taneczny „Karolinka”. Stroje krakowski zostały uszyte własnymi siłami. Dzięki pomocy z Polski został zakupiony sprzęt audio-wizualny. Ponieważ Ukraina jest teraz bliżej Europy, nauka polszczyzny przestała wystarczać. Młodzież chce się uczyć nie tylko angielskiego (już opanował cały świat), ale także francuskiego i niemieckiego. Szkoła sobotnio-niedzielna mieści się w budynku szkoły ukraińskiej. Z początkiem września dyrektor tej placówki bez wcześniejszego wypowiedzenia odmówił Polakom korzystania z pomieszczeń. Pani Uliana powiedziała, że takie działania są nie do pomyślenia w Roku Polski na Ukrainie. Nam też się tak wydaje. Na koniec powiedziano nam, ze w Czortkowie bardzo chcą czytać „Gazetę Lwowską”. Nasze pismo przestaje mieć charakter typowo miejski i zatacza coraz szersze kręgi. Bardzo nas to cieszy.  
     
Kałusz z tego miasta na konkurs do Lwowa przyjechała Łesia Proń. W konkursach recytatorskich uczestniczy od 3 lat. W eliminacjach regionalnych otrzymała drugie miejsce. W ubiegłbym roku, na konkursie w Złoczowie, recytując poezje skamandrytów, także zdobyła drugie miejsce. Łesia Proń kształci się na Uniwersytecie Kultury w Równem. Studiuje reżyserię teatralną. Jest na pierwszym roku. Powiedziała nam , ze nie wyklucza współpracy z Polskim Teatrem Ludowym we Lwowie. Jej instruktorką jest Nadzieje Wańczak, która uczy języka polskiego w szkole sobotnio-niedzielnej. Na tegoroczny konkurs, którego eliminacje regionalne odbywały się w Stanisławowie (Iwano-Frankowsku), przyjechały dzieci z Kałusza, Bolechowa, Doliny, Kołomyi, Nadwórnej i innych małych miejscowości, gdzie są szkoły sobotnio-niedzielne. W Kałuszu funkcjonuje oddział Towarzystwa Kultury Polskiej im. Franciszka Karpińskiego w Stanisławowie.  
     
Użgorod nad rzeką , za Karpatami, także uczą się polskiego i kochają poezję polską! Szkoła sobotnio-niedzielna działa tu od pięciu lat. W ubiegłym roku otrzymała ona patronat ks. Prof. Józefa Tischnera. Pani dyrektor Tatiana Pułyk powiedziała: „Działamy w duchu filozofii po góralsku. Mówimy po góralsku. Śpiewamy po góralsku i tańczymy. Mamy mentalność góralską”. Na konkurs przyjechali Juliana Melnyczuk (to już gwiazda użgorodska, laureatka wielu konkursów). Zachariasz Muszyński, Ewelina Górnicka, Romuald Górnicki, Tamara Podhorecka. W szkole im. Prof. Józefa Tischnera dzieci uczą się języka polskiego, historii, poznają polskie tradycje i obyczaje, mają lekcje religii. W ubiegłym roku realizowano tu program „Europa – nasz wspólny dom”. Szkoła współpracuje z placówkami w Rzeszowie i Głogowie. W tym mieście dzieci uczą się teraz języka ukraińskiego. W Użgorodzie w maju odbył się w tydzień kuchni polskiej, w Rzeszowie – ukraińskiej. :Bardzo wielu Polaków odkrywa dla siebie nasz kraj – Zakarpacie”. – mówi pani Tatiana. Do szkoły w Użgorodzie dojeżdżają młodzi Polacy z innych miast – MukaczewaPereczyna, w sumie jest ponad sto uczniów. Dewizą szkoły są słowa: „Nic na siłę!” Nikt dzieci  nie zmusza, same przychodzą, bo chcą się uczyć… Pedagodzy zaś kierują się dewizą patrona szkoły: „Wychowują jedynie ci, którzy mają nadzieję!” Nadzieja jest źródłem życia… Jeśli chodzi o plany życiowe młodzieży użgorodzkiej, to o aktorstwie marzy Zachariasz Muszyński. Jedna z dziewcząt, Tamara Podhorecka, studiuje stosunki narodowe, a poezja - to jej hobby. Ewelina Górnicka – to przypadek szczególny. Przez ostatni rok często chorowała. Miała bardzo groźną diagnozę. Brała bardzo drogie leki. Nie uczęszczała do szkoły ukraińskiej, chodziła tylko do szkoły polskiej. W maju została laureatką konkursu regionalnego. Przyjechała do Lwowa z mamą, bo nie może sama, bez opieki, wyruszać w długie trasy. Teraz czuje się lepiej.  

Stanisławów przyjechała stamtąd dziesięcioletnia Janina Kisielowa z mamą Heleną. Mimo tak młodego wielu, Janinka zdążyła już zdobyć dwanaście dyplomów i nagród, w tym – nagrodę główną na konkursie poezji Marii Konopnickiej w Przedborzu w 2003 roku. Pani Helena mówi, ze swojego dziecka do niczego nie zmusza. Miłości do uczenia się poezji i sztuki recytowania idzie od serca. Janina kształci się prywatnie w jednej ze szkół w Stanisławowie, gdzie język polski jest wykładany jako przedmiot. Poza recytacją (Janina lubi najbardziej wiersze Konopnickiej i Słowackiego) dziewczynka pasjonuje się też plastyką. W konkursie plastycznym im. Marii Konopnickiej w Żarnowcu dziewczyna zajęła drugie miejsce. Cieszy się, ze była w domu poetki. Jej marzeniem są studia w Polsce.  

Raz, dwa, trzy, start! W imieniu Polskiego Teatru Ludowego uczestników konkursu w jurorów przywitał Zbigniew Chrzanowski. I zaczął się maraton recytatorski. Były utwory liryczne, humorystyczne („Mężczyzna i kredens” Gałczyńskiego), recytowano „Zaczarowaną dorożkę”, Testament mój”, fragmenty „Balladyny”… Przesłuchania trwały długo, wszak uczestnicy zostali podzieleni na dwie grupy wiekowe. Dotrwaliśmy do końca.  
     
O godzinie 16 Krzysztof Orzechowski, przewodniczący jury ogłosił werdykt: Wyróżnienia otrzymali: Wiktor OstafilŁesia Proń, Tamara Podhorecka, Julianna Melnyczuk, III nagrodę: Tatiana Czernecka, Ewelina Górnicka, Maria Sira Wszystkie otrzymały książki o Gałczyńskim, podpisane przez panią Kirę Gałczyńską, II nagrodę przyznano Marii PawlukiewiczByła to książka o Gałczyńskim, discman oraz nagroda, wręczona przez konsula RP we Lwowie Marka MaluchnikaI nagrodę – książkę o Gałczyńskim oraz wieżę stereo otrzymał najmłodszy uczestnik konkursu, dziesięcioletni Oleg Stolar z Borysławia. Najmłodsi uczestnicy: Zoriana Bruh, Marian Hordijczuk, Anna Zawalska i Janina Kisielowa otrzymali nagrody dodatkowe. Wszyscy uczestnicy konkursu otrzymali wiersze Gałczyńskiego. Anna Dymna wręczyła trzem osobą odznakę, która świadczyła o tym, że należą do rodziny poetyckiej. Ma ją już wielu aktorów. Teraz do tej rodziny należą Wiktor Ostafil, Oleg Stolar i Zachariasz Muszyński. Natomiast Janina Kisielowa otrzymała z rąk Krzysztofa Orzechowskiego album o Teatrze Juliusza Słowackiego „za największy teatr w poezji”. 
     
Wrażenia jurorów  
Krzysztof Orzechowski: Po raz pierwszy jestem we Lwowie i przewodniczącym jury tego konkursu. Miasta, z wyjątkiem Cmentarza Łyczakowskiego, nie zdążyłem poznać. Przyjechałem do pracy… Młodzież, która recytowała, odbieram wspaniale. Nie jest to żadna zdawkowa odpowiedź. W najśmielszych swoich oczekiwaniach nie przypuszczałem, że tak ogromna ilość dzieci, wychowywanych poza Polską, tak pięknie potrafi posługiwać się polskim słowem, jest zainteresowana poezją. Nie sądziłem, ze jest to taka rzesza. To, że do konkursu stanęło sto kilkadziesiąt osób, jest dla mnie niewiarygodnym doświadczeniem. Jestem szczęśliwy, że tak jest. Kiedyś sam dużo recytowałem. Jako zawodowy aktor udzieliłbym jednej porady, która jest chyba możliwa do spełnienia w tych warunkach, jakie tu są: myśleć, co się mówi, czuć to, co się mówi i starać się przekazać to słuchaczom. Żadne inne kryteria to nie wchodzą w rachubę. Nie wchodzi w rachubą dykcja. Są dzieci, które się uczą języka polskiego lepiej lub gorzej. Tu się liczy wyłącznie tak zwany komunikat prawdy. Trzeba mówić prawdę. Ci, którzy nam usiłowali powiedzieć jej kawałek i myśmy jej wysłuchali, okazali się zwycięzcami tego konkursu. Tak naprawdę, zwycięzcami są wszyscy. Wiem, jaki w to wkładają wysiłek i co to dla nich wszystkich znaczy,  
      
Anna Dymna: Jestem we Lwowie po raz trzeci lub czwarty. Kiedyś, z Janem Englertem, Krzysztofem Kolbergerem, Katarzyną Figurą, Mariuszem Benoit grałam tu „Pana Tadeusza”. Na Dniach Krakowa recytowałam poezje Kochanowskiego. (W czasie Forum Wydawców 15 września Anna Dymna czytała wiersze o Krakowie – red). Ten konkurs jest nieprawdopodobnie wzruszającym przedsięwzięciem. Zwłaszcza w takich czasach, jakie mamy teraz, w sytuacji, w jakiej tutaj są Polacy. Teraz, kiedy niby liczy się tylko pieniądz, interes, są ludzie, którzy zajmują się poezją. Szukają w niej ukojenia i schronienia. Poezja jest ich przyjacielem. Odpowiada na różne pytania, na pewno pomaga żyć. Kto jest moim ulubionym poetą? Sięgając gdzieś tam daleko – na pewno Kochanowski. Jest bardzo współczesny. Mówi o tym samym, o czym my piszemy w tej chwili. Moim przyjacielem, wielkim i wspaniałym poetą był i jest. Oczywiście. nadal, Czesław Miłosz. Znam osobiście Wisławę Szymborską, Adama Zagajewskiego. Moim wielkim przyjacielem jest Józef Baran. Z Bronisławem Majem prowadzę salon poetycki. Ci poeci są moimi przyjaciółmi i nawet nie wiedzą, jak bardzo pomagają żyć. Z poetów zagranicznych bardzo kocham Szekspira. Uważam, ze jest wielki i ponadczasowy. Lubię Rilkego. Musiałabym wymienić długą listę. Kocham Jasienina, Achmatową, Cwietajewą. Ta poezja nie jest mi obca. Młodzieży, która dzisiaj wystąpiła, życzyłabym, żeby nigdy nie tracili zapału. Żeby byli tak piękni, jak dzisiaj. Żeby z takim zapałem recytowali obce dla niektórych słowa. Dowiedziałam się, że jeden z recytatorów zaczął się uczyć polskiego rok temu, a teraz tutaj mówił wiersze Gałczyńskiego i Słowackiego. Ja tę młodzież naprawdę podziwiam! Życzę, żeby młodzi nie stracili tej czystości, którą w sobie mają i tego zapału, bo to jest w życiu najważniejsze. Żeby im to towarzyszyło do końca życia.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz