niedziela, 11 marca 2018


piątek, 11 grudnia 2009 19:06
Lucyna Łabińska-Korczyńska

Tłum ludzi, kwiaty, dziesiątki świateł, słowa modlitwy płynące spod krzyża... Tu, gdzie była kiedyś wieś - pusty majdan.
W ciszy rozdygotanego serca słychać jęki, krzyk mordowanych ludzi, widać płonące domy, odgłos strzałów - zgroza. To wtedy był koniec świata, to dzień 28 lutego 1944 r.
Przez to wszystko przebija się szept rozmawiających dziś Ukrainek z pobliskiej wsi.
Rozmowa tłumaczona na język polski:
To zrobili nasi!
Co ty mówisz! Zawsze słyszałam, że to Niemcy...
Odpowiada ta pierwsza - poznałam jej szept:
Nieprawda. Obiecali wielką, wolną Ukrainę. Dali mundury, broń i kazali zabijać. Zabijali. Mówiono, że przed wojną nasi byli bardzo biedni i to przez polskich panów - wyjeżdżali do Ameryki, ale wracali, budowali domy, zostawali na tej ziemi. Teraz też wyjeżdżają do tej Ameryki, ale nie wracają.
Myślę sobie: - pamięć to - czy przekaz rodzinny. Nawet jeśli to tylko przekaz, to cieszy. To świadectwo prawdy, o które przecież kruszono przysłowiowe kopie przez wiele lat.
I dzisiaj ten poświecony Krzyż ma świadczyć o pamięci, również o przebaczeniu.
Pamiętam!... przypominam sobie: wiosna 1944 r., blisko Wielkanoc. A nocą kartki na ogrodzeniach: wynoście się z miasta, bo zrobimy z wami to, co w Hucie Pieniackiej!
Koniec kwietnia - stacja kolejowa w Ożydowie. Wieczór. Wkoło widać łuny pożarów. Słychać ciągły terkot karabinów maszynowych. Nadlatują sowieckie samoloty. Lecą do Lwowa zrzucić bomby na chwałę wielkiego Stalina. Zbliża się pierwszy maja. Podróż towarowymi wagonami do Krakowa trwała dwa tygodnie. Tak pożegnałam się z Podolem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz