czwartek, 15 marca 2018

Powroty na Kresy – wrzesień 1994 – ciąg dalszy

2014.01.09 19:50:43

29 wrzesień. Jedziemy przez Zaleszczyki, Śniatyn, Kołomyję, Nadwórną na nocleg w Worochcie.

        W Zaleszczykach bez zmian, w Sniatyniu kościół nieczynny, zamknięty. Jedziemy przez Kołomyję do Nadwórnej, tam przy kościele czeka na nas p. Piotr Lewicki, nauczyciel, mieszkaniec Nadwórnej , który załatwił hotel w Worochcie i będzie nas pilotował.
 
        Jesteśmy na miejscu, zwiedzamy kościół w Nadwórnej i ruszamy do Worochty. W Worochcie mamy nocleg w Zimowym Ośrodku Sportowym. Z zewnątrz obiekt wygląda przyzwoicie, ale wewnątrz to już gorzej.

        Jest tu skocznia narciarska. Stok pokryty jest igielitem.  Warto przypomnieć, że to tu w Worochcie w 1922 r. wybudowano skocznię narciarską (trzy lata wcześniej od Wielkiej Krokwi w Zakopanem).

        W marcu 1922 r.  tu w Worochcie rozegrano pierwsze mistrzostwa Polski. Razem z mężczyznami skakała i wygrała turniej Elżbieta Michalewska-Ziętkiewiczowa.

        Teraz z treningu wraca jakiś skoczek. Na piętrze, gdzie mamy pokoje, obciążony nartami i kaskiem, staje przed swoim pokojem i drzwi otwiera silnym tąpnięciem nogą. Zamek puścił z trzaskiem. Widocznie taki zwyczaj, bo w wielu pokojach zamki są powyrywane. W przyziemiu jest łaźnia. Warto się odświeżyć, ale kurki pourywane, tylko jeden jest czynny i sączy się z niego zimna woda. Dobre i to!

        Pan Piotr pozostał z nami. Otrzymał oddzielny pokój i wieczorem ma jechać z nami na kolację do koliby w Jaremczy.

        Jedziemy z nadzieją na dobrą zabawę, no i podobno na wspaniałe baranie szaszłyki. Koliba to szałas kryty gontami drewnianymi łupanymi. Na środku palenisko z opiekającymi się szaszłykami i sporo miejsca do zabawy. Z dwóch stron pod ścianami niska antresola, stoły i ławy i unoszący się zapach szaszłyków. Wnet pojawili się prawdziwi Huculi ze swoimi instrumentami. Było ich czterech: grali na skrzypcach, akordeonie, cymbałach, bałabajce, bębnie z czynelami, tamburynie i na jakimś instrumencie regionalnym. Każdy zestaw to niepowtarzalne brzmienie instrumentów.

        Zabawa ruszyła na sto dwa! Huculi zaczęli od „Czerwony pas, za pasem broń, i  topór, co błyska z dala...”,  więc poszliśmy w tańce. Szaszłyki były wspaniałe, zalewane wódeczką, a Huculi grali, grali i śpiewali huculskie piosenki.

       Po tym, „Dumka o Kseni”, „Dumka na dwa serca”, „Na zielonej Ukrainie”,
Hej, hej, hej sokoły... i huculskie kołomyjki (nazwa pochodzi od "koła", bo tańczy się w kręgu). Było ich wiele. Zapamiętałem tą zwrotkę:

Oj na hori na hori
Hnaly wiwci wiwczari
A pid horow pid horow
Jszla Mariczka za wodow

A Mariczka wodu brala
Na wiwczarykiw morhala
Na wiwczarykiw zirkala
Samohonkow czastuwala

[…]

[…] szkoda trawy, tej murawy,
co po niej chodziłam,
szkoda mnie, mołodeńki,
że durnia polubiła […] .


        W rytmie kołomyjki utrzymany jest refren popularnej pieśni ogniskowo-pijackiej "Czerwony pas", opowiadający o kołomyjce: „tam szum Prutu, Czeremoszu hucułom przygrywa, a wesoła kołomyjka do tańca porywa”,
        Dla wzmocnienia dobrej atmosfery otrzymali po buteleczce i poszli na całego. Zabawa trwała do północy. Biedny był p. Bogdan, bo jako kierowca nie mógł wypić nawet piwa.

        30 wrzesień  –  rano, ruszamy zobaczyć Worochtę, to pogranicze Gorganów i Pokucia - wys. 748 m n. p. m. Stolica Huculszczyzny.
         Huculi, są grupą etniczną górali mieszanego pochodzenia rusińskiego i wołoskiego. Obok Bojków i Łemków, jest to jedna z trzech głównych grup rusińskich górali mieszkających we wschodniej części łuku karpackiego. Huculi stworzyli oryginalną kulturę regionalną w dorzeczu górnego Prutu, obu Czeremoszów: Białego i Czarnego, oraz Cisy. W latach 90. XX wieku prof. Paul Robert Magocsi oraz prof. Paul Best zaliczyli tę mniejszość autochtoniczną do narodu karpatoruskiego, twierdząc, że wobec Hucułów, Bojków i Łemków nie powiodły się próby ukrainizacji oraz, że ludność ta ma nadal poczucie swojej karpatorusińskiej odrębności narodowej z aspiracjami do stania się czwartym narodem wschodniosłowiańskim, obok Ukraińców, Rosjan i Białorusinów.
        Worochta to szczególne miejsce. Warto przypomnieć, choćby w kilku zdaniach, to o czym już inni pisali.

        W 1928 r. Worochtę uznano za uzdrowisko o charakterze użyteczności publicznej. Tu w Worochcie w 1884 r. powstał oznakowany szlak turystyczny.

        W Worochcie są 2 huculskie cerkwie. Jedna z nich to cerkiew p.w. Narodzenia Bogarodzicy z XVIII w. (niektóre źródła podają 1615 r.) – w 1780 r. przeniesiono ją do  z Jabłonicy do Worochty..
        Przed Worochtą nad Prutem jest kamienny most  kolejowy zbudowany w XIX w. Projektował  i budował polski inżynier Stanisław Rawicz-Kosiński.  W Worochcie  jest też zabytkowy budynek dworca kolejowego.
       W samej Worochcie zachowały się jeszcze budynki dawnych willi letniskowych i pensjonatów.

        Jeden z największych pensjonatów "Lena” należał do Franciszka Dudzika – leśniczego, właściciela restauracji i zachował się do dziś.

       W Worochcie mieli swoje wille: Kazimierz Bartel, polityk, profesor i rektor Politechniki Lwowskiej, premiera pięciu rządów Rzeczypospolitej. Zamordowali go niemieccy okupanci za odmowę współpracy, ukraiński śpiewak M. Holiński.  
       Huculszczyzna, jej piękno i bogate tradycje znalazły poczesne miejsce w literaturze i malarstwie polskim.  
      O huculszczyźnie pisali: Wincenty Pol, Stanisław Vincenz, „Na wysokiej połoninie”, Jarosław Iwaszkiewicz - opowiadanie "Pod Howerlą”, Józef  Wittlin, czy Józef Korzeniowski, (dramat huculski "Karpaccy Górale"), Jerzy Liebert zwany poetą huculszczyzny.
      Obrazy rodzajowe z życia Hucułów tworzyli tacy artyści – malarze jak: Leon Wyczółkowski, Teodor Axentowicz, Fryderyk Pautsh, Kazimierz Sichulski, Kazimierz Jarocki, Tadeusz Rybkowski , Seweryn Leopold Obst, Feliks Wygrzywalski,
       W Worochcie miał swoją pracownię fotograficzną Adolf Błaż, dokumentalista krajobrazu, will, pensjonatów i goszczących w nich gości.
       Tutaj w Worochcie leczyła się Olena Teliga przyjaciółka ideologa ukraińskiego nacjonalizmu Dmytra Doncewa. Jego idee realizowane były przez Banderę, młodzież ukraińską i w końcu przez UPA.   
       Tu w Worochcie 31.12.1944 r., w noc sylwestrowa zamordowano 72. osoby pochodzenia polskiego. Był to czas kiedy Armia Czerwona doszło do Sanu i jasne było, że Niemcy wojnę przegrają.Worochta została zajęta przez Armię Czerwoną 29 września 1944.

       Przy centralnej ulicy stoi pomnik, a właściwie coś co było pomnikiem. Napisy skute. To monument postawiony przez sowietów ofiarom mordu jaki miał miejsce w 1944 r.

       Pytamy człowieka w średnim wieku, kto był sprawcą –odpowiada wojsko węgierskie – koalicjant Niemiec, z kolei idąca kobieta wzrusza ramionami i przyspiesza kroku.

       Jest już 11:00 jedziemy na przełęcz Jabłonica. Piękne widoki. Po drugiej stronie to już Zakarpacie. Przed wojną należało do Czechosłowacji. Krótki odpoczynek i wzmocnienie kielichem, dosłownie kielichem, bo p. Piotr na poczekaniu skręca kielichy z papieru i rozlewa czystą.

       Pan Piotr pilotuje nas dalej. Jedziemy przez Jaremcze. Jest tu wodospad. Kamery poszły w ruch. Dalej przy drodze jest kamień, a właściwie głaz Dobosza, karpackiego Janosika. Znowu zdjęciai w dalszą drogę przez Tatarów do Nadwórnej.

         Przed Nadwórną Pniów i ruiny zamku, gdzie zachowały się: ruiny murów, baszty oraz brama wjazdowa.

         Słuchamy p. Piotra „tutejszy pniowski zamek wzniósł w drugiej połowie XVI w. stolnik halicki Paweł Kuropatwa, jako rezydencję dla swojej rodziny. Zamek, choć nadwątlony przez okolicznych zbójników Hrynia Kardasza w 1621 r., oparł się Kozakom Chmielnickiego w 1648 r. oraz wojskom tureckim w 1676 r. W XVIII w. opuszczony, stopniowo popadł w ruinę. Zamek pniowski miał ponoć podziemne połączenie do miejscowości Nadwórna”.

         Ruszamy do Nadwórnej. Przez Nadwórną płynie rzeka Flakomyjka. Podobno w niej płukano flaki po uboju zwierząt – mówi p. Piotr. Przejeżdżamy przez Nadwórna i jedziemy  do Mołodkowa, gdzie jest zbiorowa mogiła żołnierzy drugiej brygady legionów, którą opiekuje się p. Piotr. Pan Piotr założył Towarzystwo „Opieka”. Z nami jadą córki p. Piotra. W Mołotowie za wsią p. Piotr prowadzi nas miedzą na pole, gdzie jest mogiła. Jest tam płyta i stalowy wysoki krzyż postawiony przez p. Piotra. Z pobliskich domów przychodzą ludzie, córki p. Piotra deklamują legionowe wiersze. Wspólna modlitwa z tamtejszymi mieszkańcami i powrót do Nadwórnej. Tutaj też p. Piotr opiekuje się grobami kilkunastu żołnierzy drugiej brygady i policjantów zamordowanych w 1939 r.

        Wracamy do Worochty, tu czeka już na nas obiadokolacja. Posiłki ustalane są przez nasze panie: kasza gryczana z kwaśnym mlekiem, pierogi, serki itp. Żadnych mięs.
      
        Wieczór spędziliśmy przy ognisku. Była kiełbasa, wódeczka, kobiety i śpiew.

        1 październik – to już powrót do Krakowa, przez Stanisławów, Halicz, Rohatyn, Brzeżany, Przemyślany, Szeginię – Medykę, Przemyśl.

        W Jaremczy zatrzymujemy się na chwilę przy targu, by kupić regionalne pamiątki.

        W Nadwórnej wysiada  p. Piotr. Żegnamy się, dziękujemy, że towarzyszył nam przez cały pobyt na huculszczyźnie i deklarujemy wsparcie Towarzystwo „Opieka” 2.000. zł.

        W Stanisławowie krótki odpoczynek na wypicie kawy i jedziemy dalej.

        Na drodze do Halicza możliwość szybkiej jazdy znacznie jest ograniczona, bo zły jej stan. Przemieszczamy się wręcz z „zawrotną” szybkością 20-30 km/godz. W tym dniu musi być jakieś święto, bo tuż przed Haliczem spotykamy sporą „sotnię” z niebiesko – żółtymi flagami. Sami mężczyźni w mocno podeszłym wieku? Ubrani w ciemne jednakowe garnitury, jak dawni partyjni przywódcy ZSRR. Klapy obwieszone masą medali, chyba jeszcze z wojny ojczyźnianej! Zresztą czy to ważne, jakie to medale? Grunt, że ma się ich wiele.

        Dojeżdżamy do Halicza. Gród na prawym brzegu Dniestru. Pierwsze
wzmianki pochodzą z XII w. To tu kniaź ruski Wołodymyr Wołodariewicz przeniósł swoją stolicę (1141) ze Zwenigródka. Rozkwit grodu jako stolicy udzielnego księstwa halicko – włodzimierskiego nastąpił za panowania księcia Jarosława Osmomysła (1153 - 87), a Daniel Halicki (1201 - 64) zjednoczył ziemie Rusi Halicko – Wołyńskiej, a następnie zdobył ziemię kijowską. Po najeździe Tatarów musiał uznać ich zwierzchnictwo. Podjął więc próbę stworzenia koalicji anty-tatarskiej, szukając sojuszników wśród książąt polskich. Był bowiem prawnukiem Bolesława Krzywoustego i kuzynem Bolesława Wstydliwego, księcia sandomierskiego i krakowskiego.
  
        W 1253 r. Daniel Halicki został ukoronowany za zgoda papieża Innocentego IV przez arcybiskupa Opizona, legata papieskiego w Drohiczynie nad Bugiem. Jeszcze przed koronacją książę Daniel przyjął wyznanie wiary katolickiej. W uroczystości koronacji uczestniczyli: arcybiskup gnieźnieński Pełka, panowie krakowscy, sandomierscy, mazowieccy oraz delegacja bojarów litewskich.

        Dlaczego o tym wspominam? To już wtedy zapoczątkowano dalekosiężną politykę naszych Piastów, która w połowie XIV w. pozwoliła Kazimierzowi Wielkiemu, na mocy sukcesji, przyłączyć Ruś Halicką do Królestwa Polskiego.

        Z dawnej warowni zachowały się do dzisiaj ruiny zamku.

        Warto też wspomnieć, że w Rzeczypospolitej dwojga narodów ze swobód
obywatelskich, na równi korzystały różne narody, o różnych tradycjach i religiach. Rusini, Polacy, Ormianie. Tu w Haliczu, a także w Łucku i na Litwie – w Wilnie, Trokach i Poniewieżu mieszkali także Karaimi (Karaici), grupa etniczna pochodzenia tureckiego posługujący się językiem karaimskim, wyznawcy religii wyłonionej z judaizmu (VII, VIII w. n.e. – Aman Ben Dawid) opartej na pięcioksięgu, odrzucającej Talmud.

        Teraz już tylko Rohatyn – Brzeżany – Przemyślany i do granicy.
        W Rohatynie urodziła się Roksolana ok. 1505, zm. 15 kwietnia 1558 w Stambule – konkubina (od około 1520 r.), domniemana żona (od 1534 r.) sułtana Turcji Sulejmana Wspaniałego, matka sułtana Selima II Pijaka.
        Prawdopodobnie była córką ruskiego kapłana prawosławnego z Rohatyna. Według XIX-wiecznych przekazów Roksolana urodziła się jako Anastazja (Nastia) lub Aleksandra Lisowska. W młodym wieku trafiła do niewoli tureckiej w czasie najazdu Tatarów na Rohatyn i ok. 1520 trafiła do seraju sułtańskiego.
       Zachowały się jej dwa listy do króla Polski Zygmunta Augusta, w których wyrażała współczucie po śmierci Zygmunta Starego. Uważano, że dość łagodna polityka Sulejmana wobec Polski wynikała właśnie z wpływu Roksolany, czującej silne związki z rodzinną ziemią z Lechistanem.
      Brzeżany – krótki spacer, żadne istotne zmiany, więc wracamy do Rohatyna do drogi na Przemyślany.

      Przemyślany, tu już byliśmy. Przyjechaliśmy, bo ciocia jednej z pań tu mieszkała. W Przemyślanach też była rodzina Maćkówków i Przeszlakowskich. Jeden z Przyszlakowskich Stanisław, kapitan wojska polskiego – sędzia wojskowy ożenił się z krewną mojej babci. Po wojnie zdemobilizowany mieszkał w Londynie i był zegarmistrzem. Przez pewien czas miał u siebie w domu wizerunek MB Kozielskiej.

     W Przemyślanach co chcieliśmy, zobaczyliśmy i jazda w kierunku granicy. Tu jak zwykle rutynowe czynności i dłuższy postój.

     Wreszcie jesteśmy po stronie polskiej, już widać rozświetlony Przemyśl. Droga oznakowana pasami, olbrzymie drogowskazy. Jeszcze zatrzymamy się w Taurusie za Tarnowem. Tam jest duża przetwórnia mięsa i można zjeść świetną golonkę z świeżo ubitego prosiaka. W Krakowie będziemy rano.

     Wyprawa udała się, wszyscy są zadowoleni i pytają kiedy następna? Odrobiliśmy sporą lekcję historii i powtórzę za dr Henrykiem Kotarskim, że kto nie był na Kresach ten nie zna historii Polski.


komentarze: 0 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz