Powroty na Kresy część II
Powroty na Kresy część II
Skoro świt wyjeżdżamy. Jedziemy przez Białykamień, dawna siedziba Wiśniowieckich (pierwszą żoną Jakuba Sobieskiego była Wiśniowiecka, to dla pamięci o wcześnie zmarłej żonie i córkach Jakub ufundował kościół farny w Złoczowie). W Białymkamieniu z zamku pozostał tylko fragment muru (tutaj albo w Olesku urodził się Korybut Wiśniowiecki, do dzisiaj sprawę miejsca urodzeni nie rozstrzygnięto. Kościół zamieniony na muzeum ateizmu. Jedziemy dalej.
Olesko zwiedzamy powierzchownie z zewnątrz, wszystko pozamykane. Może wrócimy tu jeszcze.
Z Oleska jedziemy na Brody. Przy szosie wielki pomnik Budionnego na koniu. Z drogi widać zamek Podhorecki. Wjeżdżamy na boczną drogę wiodącą do jakiegoś kołchozu, czy ośrodka maszynowego. To wieś Zahorce, stąd zamek widać lepiej, a w polu przy miedzy mały krzyż z desek z drewna upamiętniający jakąś tragedię i świeże biało czerwone kwiaty. Pytam człowieka pracującego w polu, czy zna jego historię. Wystraszony odpowiada krótko „ne znaju”. Jedziemy do Brodów. Z zamku Koniecpolskich nie wiele zostało. Teraz to obiekty wojskowe. Jedziemy dalej na dawny Radziwiłłów i Krzemieniec.
W Krzemieńcu też nie wiele można zobaczyć. Wszystko pozamykane. Na Górze Bony ruiny potężnego zamku. Nie odważyliśmy się na jazdę w górę ze względu na okropny stan drogi, wypłukanej prze deszcze. Pozostajemy w mieście. Może uda się zobaczyć Liceum Krzemienieckie. Niestety też jest niedostępne. Teraz jest tam jakaś szkoła rolnicza. Tuż przy murach jest ulica Słowackiego i dworek, w którym wystawiono pamiątki po słowackim. Szumnie nazywa się Muzeum Słowackiego. Dworek nie ma nic wspólnego z domem Słowackich, który mieścił się na terenie Liceum Krzemienieckiego. W Krzemieńcu podobno jest jeszcze sporo polskich rodzin. Już jest późna pora, trzeba coś zjeść. Przy głównej ulicy jest restauracja „Bona”. Nawet dobre żarcie, a tu trzeba się spieszyć, żeby zobaczyć Poczajów.
Jedziemy do Poczajowa, z dala widać już wzgórze i Ławrę Poczajowską, górującą nad miasteczkiem. W Poczajowie, niestety też nie wiele można zobaczyć, wszystko pozamykane. Z przewodnika turystycznego wyczytałem:
Ławra Zaśnięcia Matki Bożej w Poczajowie, to najważniejszy ośrodek prawosławnego życia monastycznego na Wołyniu i drugi na całej Ukrainie po Ławrze Pieczerskiej w Kijowie. Jeden z trzech ukraińskich klasztorów prawosławnych o statusie ławry (w całym Patriarchacie Moskiewskim tym tytułem może posługiwać się pięć monasterów). Już w XII w. osiedlali się tu mnisi-anachoreci. Uważano, że teren ten wybrany został przez Matkę Bożą. W 1597 r. dzięki wsparciu finansowemu Anny Hojskiej, powstał tu prawosławny klasztor cenobityczny. Fundatorka przekazała też wspólnocie Poczajowską Ikonę Matki Bożej, czczoną w Kościele prawosławnym jako cudotwórczą. W latach 1604-1651 przełożonym monasteru był ihumen Hiob, późniejszy święty prawosławny. W czasie kierowania przez niego wspólnotą klasztor był ośrodkiem przeciwko unii brzeskiej. W XVIII w. monaster przyjął unię i do 1833 był administrowany przez zakon bazylianów. W okresie tym powstała większość istniejących do dziś budynków klasztornych, w tym główny sobór Zaśnięcia Matki Bożej w stylu rokoko, zaś kult Poczajowskiej Ikony Matki Bożej rozszerzył się na cały teren Rzeczypospolitej (był odtąd obecny nie tylko wśród chrześcijan wschodnich obrządków). W 1773 obraz ten został koronowany z błogosławieństwa papieskiego. Bazylianie prowadzili w Poczajowie drukarnię publikującą różnorodne druki. Również oni jako pierwsi zaczęli określać monaster mianem ławry. W drugiej połowie XVIII w. pojawił się fundator, który zainteresował się monastyrem i posiadał środki, aby podjąć się wielkiej przebudowy. Mikołaj Bazyli Potocki, wojewodzic bełski i starosta kaniowski około roku 1758 przeszedł na greckokatolicyzm. Nie była to zmiana wyznania, a jedynie obrządku. Starosta był wielkim wielbicielem wszystkiego co ruskie, ruskiego obyczaju i mowy a także bizantyńskiej liturgii. Według jednych zmiana obrządku spowodowana była konfliktem ze spowiednikiem, ale malowidła w Poczajowie pokazują tę konwersję jako związaną z cudownym uratowaniem się sługi Potockiego, którego ten chciał zabić w gniewie. Nie wnikając w przyczyny, zmiana obrządku przez wielkiego magnata przysporzyła monastyrowi możnego protektora. Z jego fundacji powstało wspaniałe barokowe dzieło, które możemy podziwiać do dziś.
W konsekwencji rozbiorów Rzeczypospolitej Poczajów znalazł się w 1795 w granicach Imperium Rosyjskiego. W 1833 roku, z powodu poparcia bazylianów dla powstania listopadowego, klasztor został im skonfiskowany przez władze rosyjskie i oddany Rosyjskiemu Kościołowi Prawosławnemu. Od tego momentu jest on męską wspólnotą tego wyznania. Mnisi prawosławni usunęli z wyposażenia monasterskich cerkwi elementy pochodzenia łacińskiego. Najważniejszą inwestycją budowlaną dokonaną w czasie przynależności Ławry Poczajowskiej do Imperium Rosyjskiego było wzniesienie soboru Trójcy Świętej, jednego z najważniejszych zabytków wczesnego modernizmu rosyjskiego. W ostatnich dekadach XIX wieku i pierwszych wieku XX Ławra Poczajowska stała się ośrodkiem rosyjskiego nacjonalizmu i Czarnej Sotni.
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę monaster znalazł się w jurysdykcji Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego i był jego największym sanktuarium i ośrodkiem pielgrzymkowym. Honorowy tytuł przełożonego Ławry Poczajowskiej przysługiwał metropolicie warszawskiemu i całej Polski. W 1939, gdy wschodnie województwa II Rzeczypospolitej zostały zagarnięte przez ZSRR, monaster ponownie przyjął zwierzchnictwo Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Funkcjonował przez cały okres II wojny światowej. Nie został również nigdy zamknięty w czasie powojennej przynależności do Związku Radzieckiego, chociaż mnisi byli – zwłaszcza w latach 60. XX wieku – poddawani szykanom i stracili cały majątek klasztorny. Od 1990 funkcjonuje w jurysdykcji Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, tradycyjnie opowiadając się za zachowaniem przez Patriarchat Moskiewski zwierzchności nad prawosławnymi strukturami na Ukrainie. Przywilej stauropigii uzyskał w 1997. Honorowym przełożonym wspólnoty jest od tego roku metropolita kijowski i całej Ukrainy, którego na miejscu reprezentuje namiestnik noszący tytuł biskupa poczajowskiego. Najważniejszymi przedmiotami kultu w Ławrze Poczajowskiej są Poczajowska Ikona Matki Bożej, kamień z odbitą stopą Matki Bożej oraz relikwie Hioba Poczajowskiego).
Warto tu jeszcze powrócić.
Z dziejów Poczajowa należy wspomnieć, że we wrześniu 1939 roku po wkroczeniem Armii Czerwonej miejscowi Ukraińcy utworzyli milicję i przejęli władzę w mieście. Na początku lipca 1941 miasto zajęli Niemcy, zamknęli ludność żydowską w liczbie około 1 tys. w getcie, które zostało zlikwidowane 12 sierpnia 1942 r. przez niemiecką żandarmerię i ukraińską policję. Rozstrzelano 794 osób, pozostali zdołali zbiec i uniknąć egzekucji, bądź pozostawiono ich przy życiu dla wykonywania robót drogowych. Polacy, których w Poczajowie żyło tylko około 10 rodzin, w lipcu 1943 roku po doniesieniach o rzezi wołyńskiej wyjechali do pobliskiego Podkamienia, co jednak nie uchroniło ich przed atakiem UPA. Opowiadanie o walce z Sowietami i Niemcami o wyzwolenie Ukrainy można zaliczyć do bajek. To taka mała dygresja.
Teraz jedziemy już prosto do Lwowa. Jest już późne popołudnie jak wjeżdżamy do Lwowa od strony Winnik. Jedziemy na Łyczaków. Jeszcze zdążyliśmy przed zamknięciem polskiej nekropoli. Orlęta oglądamy z daleka, widać jakieś prace rekonstrukcyjne. Jeszcze zatrzymujemy się na Wałowej. Krótki spacer po starówce i jazda koło Stryjskiego Parku do cerkwi św. Jura. Zamknięta, a na dziedzińcu przepychanki kobiet prawosławnych i grekokatolickich, o to kto ma otrzymać cerkiew. Kobiety tak zawzięcie dyskutują, że jedna, ażeby dołożyć przeciwniczkom uniosła spódnicę i pokazała pupę. Ciekawe kto je pogodzi. Nam pozostało już tylko pożegnać się ze Lwowem i ruszyć do granicy.
Mija godzina i trzydzieści minut i jesteśmy już przed przejściem granicznym, na końcu kolejki. Czeka nas trzy godziny ślimaczego tempa. Wreszcie jesteśmy przed wrotami. Przed nami kilka autobusów i samochodów. Czekamy cierpliwie. Jest dłuższa przerwa, ani nie wpuszczają, ani nie wypuszczają. Zaczyna wrzeć. Jest awantura, bo oczekujący wymyślają ruskich od kacapów. Jest 11:00. Pojawia się jakiś oddział zbrojnych w pałki i zaczynają pałować tych przed bramą. Kogoś zakuto w kajdanki i odprowadzono. Agresja się nasila i udziela się wszystkim. Nasz kierowca ma już dość tych co się wciskają na siłę i zajechał drogę. Z autobusu forsującego przejście wyskoczy facet i zaczyna w sposób ordynarny rugać naszego kierowcę. Ja wyskoczyłem z autobusu i pytam dlaczego tak ordynarnie wyzywa naszego kierowcę, a ten do mnie puścił wiązankę nie cenzuralnych słów. Ja nie wiem dlaczego odwinąłem rękę i przyłożyłem mu w papę. Ten zbaraniał. Nigdy czegoś takiego nie uczyniłem. Pojawił się kierownik grupy i okazało się, ze to polscy pracownicy wracający z kontraktu. Tłumaczy, że chcieli by szybko wrócić do kraju, a ja na to, że my też chcemy szybko wróci do kraju. Nasz kierowca nie ustąpił i musieli wracać na koniec kolejki. A miałem wyrzuty, że dopuściłem się tak niegodnego czynu i zacząłem szukać faceta, żeby go przeprosić. W końcu zrezygnowałem i podszedłem do bramy i pytam czy jeszcze długo będziemy czekać, bo ja jadę z emerytami i inwalidami, a on mówi „dawaj w period”. Pokazałem ręką naszemu kierowcy, żeby wyjechał z kolejki i podjechał pod bramę. Żołnierz otworzył wrota i już byliśmy po drugiej stronie bramy, ale to nie koniec, bo musieliśmy odstać swoje z wszelkimi procedurami. Po godzinie jesteśmy już po polskiej stronie, krótkie formalności i życzenia dobrej drogi. Jest 12:00, a my już w Przemyślu, a właściwie w Europie. O 6:00 rano byliśmy już na parkingu w nowej Hucie. Czy będzie nam się chciało jeszcze pojechać na wschód od Europy?
komentarze: 1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz