piątek, 16 marca 2018

Powroty na Kresy

2015.09.05 20:23:55

2001 Wrzesień

12. września – wieczór. Ruszamy w drogę. To już IV Konkurs Recytatorski Poezji Polskiej, tym razem organizowany pod patronatem Gminy Kraków, Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” - Oddział w Krakowie i „Klubu Złoczowskiego”. Hasło konkursu twórczość: Czesława Miłosza; Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta. Przesłuchania młodzieży odbędą się w Borysławiu, Nadwórnej i Kamieńcu Podolskim.

Jedziemy nocą, odprawy na granicy, szczególnie te po stronie ukraińskiej nie robią na nas już żadnego wrażenia. Musimy swoje odstać. O, nawet załatwili nas szybko i już jesteśmy na drodze do Borysławia. Jeszcze jest noc, zatrzymuje nas milicja (drogówka), pytają gdzie jedziemy, sprawdzają dokument i na koniec rzucają przestrogę, aby nocą nie podróżować, bo tu jest niebezpiecznie. Dziękujemy za przestrogę i ruszamy dalej. Już widać Borysław, jakieś duże instalacje. To fabryka przetwórstwa naftowego. Na bramie transparent – strajk! Dopiero jest 6. rano, więc musimy odczekać. Umówieni jesteśmy dopiero na 8.30, więc czas zabrać się za śniadanko, a tymczasem Małgośka ze Szwecji, wysportowana dziewczyna, wyczynia szpagaty na słupach telefonicznych. Dziewczyna już dobija sześćdziesiątki - nieźle jej to idzie. Obserwujemy z niedowierzaniem! My też, jak kto potrafi odprężamy się po nocnej jeździe. Jeszcze małe śniadanko i ruszamy do miasta. Miasto jeszcze we śnie. Tu i ówdzie przemykają ludzie, spieszący do pracy, a my jeździmy po wyludnionych ulicach i szukamy Średniej Szkoły nr 3. (dawne gimnazjum). Ktoś z uczynnych mówi, że pokaże jak dojechać. Zapraszamy do autokaru. Parę minut jazdy i już jesteśmy na miejscu. Budynek okazały, nieremontowany od wojny. Wita nas nauczycielka. Na co dzień pracuje w tej szkole. Uczy przedmiotów ścisłych, a w Polskiej Sobotniej Szkole języka polskiego. Jest też ktoś ze stowarzyszenia polskiego - tu działają już dwa konkurujące ze sobą? Pytamy o WC, bo te dla uczniów są przeraźliwie brudne, trudno wejść. Otrzymujemy klucze do WC dla nauczycieli. Czas już na rozpoczęcie przesłuchań. Zgłoszono 9. uczestników. Jest trochę młodzieży i parę starszych osób, zapewne rodzice. Wszyscy mieszczą się w małej salce szkolnej. Zmaganie konkursowe ocenia 6. osobowe jury z Polski, któremu przewodniczy krakowska aktorka Barbara Stesłowicz-Biały. Po przesłuchaniach przyszedł czas na ogłoszenie wyników. W świetlicy szkolne zebrała się liczna grupa młodzieży szkolnej, nauczycieli i rodziców. Przyszedł też dyrektor tutejszej szkoły. Przebieg i wyniki konkursu omówiła przewodnicząca jury, wskazując równocześnie jak przygotowywać się do konkursów w przyszłości. Konkurs zakończył się rozdanie dyplomów i nagród. I. miejsce zdobyła Irena Iwanicz, II. miejscem ex aequo podzieliły się Irena Kosiuta i Mariana Jaroszowicz. Na zakończenie głos zabrał dyrektor ukraińskiej szkoły dziękując wszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowania konkursu, a uczestnikom pogratulował wyników i życzył dalszych sukcesów w przyszłości. Wspomniał też o aktualnej sytuacji w tutejszym szkolnictwie. Jego przemówienie przekształciło się w małą konferencję na temat szkolnictwa i związanych z tym trudności. Pani Maria matka właściciela firmy Bruk- Bet w Niecieczy, zadeklarowała zakup dużej kserokopiarki, dla tutejszej szkoły. Deklarację przyjęto z aplauzem, a my dziękując za gościnę i ruszamy w drogę do Drohobycza. W autokarze p. Maria zwierzyła się, że jedna z pań powiedziała, że zajmie się darowizną i przyjmie ją, bo w szkole to może być różnie? Uspokoiłem Panią Marie, że dar zostanie przekazany szkole w następnym roku na podstawie aktu darowizny, za potwierdzeniem tutejszy władz oświatowych. Czas nas goni. Jedziemy najkrótsza drogą do Stanisławowa – duże miasto z ładnym ratuszem. Szybko zwiedzamy centrum i ruszamy w dalszą drogę. Stąd już blisko do Nadwórnej. Umówiliśmy się p. Piotrem Lewickim, że zgarniemy go po drodze wskaże na drogę do szkoły. Już jesteśmy w Nadwórnej, przy ulica Hruszewskiego. Pan Piotr czeka w swoim mieszkaniu. Krótkie powitanie i wyjazd do szkoły. Do konkursu zgłoszono 5 osób. Recytowano wiersze Konopnickiej, Brzechwy i innych. Przygotowane wiersze nie odpowiadały regulaminowi konkursu, stąd niskie oceny. Nie przyznano I miejsca, natomiast II. miejscem podzieliły się Tatiana Hnatiuk i Teresa Woroncowa. Jeszcze mały poczęstunek, krótka rozmowa i ruszamy w drogę przez Pniów do Jaremcza na nocleg, a potem Worochta, Werchowyna (dawne nazwy: Wierzchowina, Żabie), Kosów, Kuty, Jaworów Hoculski. Na „huculszczyźnie” jestem już piąty raz i stale na nowo odkrywam uroki Czarnohory, więc nie sposób nie opowiedzieć o tej malowniczej przestrzeni górskiej, jej miejscowościach i ciekawostkach. Zanim sięgnę do moich zapisków z podróży po huculszczyźnie, opowiem co nieco o pochodzeniu Hucułów. Na ogół przyjmuje się, że w IX wieku rumuńscy pasterze z „wołoszy” i węgierscy z Karpat południowych, poszukując pastwisk dla swoich owiec i kóz, przemieszczali się górami dochodząc prawie do Tatr. W XII w. ta część Karpat należała do Rusi Halicko – Włodzimierskiej, zaś od czasów Kazimierza Wielkiego (XIV w.), przez stulecia znajdowała się w obrębie Rzeczypospolitej.  Po 1772 Huculszczyzna weszła w skład monarchii austriackiej, a następnie austro-węgierskiej. W listopadzie 1918 Huculi wywołali rewoltę przeciwko rządom węgierskim, zakończoną proklamacją Republiki Huculskiej 9 stycznia 1919. Republika Huculska objęła wschodnie Zakarpacie, zaś jej prezydentem został Stepan Kłoczurak. W lipcu 1919 została zlikwidowana przez wojska rumuńskie. W latach międzywojennych znowu znalazła się w obrębie terytorium Polski. Po wrześniu 1939 r. osiedli tam Polacy i inne nie ruskie mniejszości narodowe zostały wysiedlone. Między innymi to było powodem spadku zainteresowania tym obszarem ze strony polskich etnografów.
       
Huculi to grupa etniczna górali karpackich mieszanego pochodzenia wołoskiego, rumuńskiego i rusińskiego, zamieszkująca  Karpaty Wschodnie. Obok Bojków i Łemków, z którymi sąsiadują od zachodu, to jedna z trzech głównych grup górali karpackich. Były to prawosławne wspólnoty religijne, które doprowadziły do wytworzenia się jednego narzecza opartego na języku rusińskim z domieszką rumuńskiego i polskiego. Świadczą o tym nazwy miejscowości i gór, nazwy pospolite, stroje ludowe, obrzędowość i architektura. Strój huculski jest najbogatszy wśród górali Karpat Wschodnich. Nazwa Hucuł podobno pochodzi od słowa rumuńskiemu  (jeden z dialektów rumuńskich 'hotul' to złodziej, opryszek). Inni twierdzą, że pochodzi od słowiańskiego słowa 'kochul'  (wędrowiec). Huculi od wieków tworzyli niepowtarzalną kulturę regionalną w dorzeczu górnego Prutu, obu Czeremoszów: Białego i Czarnego oraz Cisy. Od wieków zajmowali się  pasterstwem, myślistwem, hodowlą bardzo wytrzymałych koni, zwanych „huculskimi” oraz mosiężnictwem (formy bizantyjskie i renesansowe).   Ich wsie to gospodarstwa  rozrzucone po okolicznych pagórkach, a cerkiew, urząd gminy, szkoła i gospoda zlokalizowane są w dolinach. Typowy dom wiejski to izba mieszkalna obudowywana pomieszczeniami gospodarczymi od północy, wschodu i zachodu, co skutecznie chroni przed mrozem i wiatrem. Do budowy gospodarstwa dobierano starannie drewno iglaste, które wcześniej gromadzono i sezonowano. Typowych chałup huculskich już nie zauważysz przy głównych trasach turystycznych. Skutecznie zostały wyparte przez wszystkie architektoniczne tendencje stylistyczne typowe dla zabudowy uzdrowiskowej Karpat końca XIX w. i I połowy XX w. Istnieją tam budowle reprezentujące zarówno formy historyczne, style regionalne, secesję, styl dworkowy, jak i modernizm. Po tym wstępie wracam do moich zapisków z podróży.Delatyn,  Mikuliczyn, Jamna, Tatarów, Jaremcze, Worochta i Werhowyna (Żabie) to zachodnia część Czarnohory. Ich szybki rozwój gospodarczy zawdzięczają wybudowaniu trasy kolejowej Stanisławów - Marmarosz Szigeth ii napływowi turystów. Projektantem i budowniczym tej magistrali był inż. Stanisław Rawicz-Kosiński (1847-1923), absolwent Politechniki w Pradze (1872 r.). Pracował w Saksonii przy budowie linii kolejowej, a po powrocie do Galicji (1881 r.) w okolicach Żywca. W 1890 r. zlecono mu wykonanie projektu tej magistrali kolejowej. Projektowanie i budowa trwały 5 lat. W Jaremczu  i przed Worochtą zbudowano piękne mosty kamienne ciekawej konstrukcji. Konstrukcja tych mostów była później wzorem dla budowniczych kamiennych mostów kolejowych w Alpach austriackich i włoskich. Replikę mostu z Jaremcza zbudowano nad rzeką Isonzo w Salcano w Gorycji na linii kolejowej Klagenfurt –Triest. Za te dokonania w 1908 r. Stanisław Rawicz-Kosiński odznaczony został Orderem Cesarza Leopolda. Muzeum Fotografii w Krakowie posiada bogaty zbiór zdjęć z czasów budowy – kafary, furki, nosidła i niezliczona ilość robotników.
Różne losy były tych pięknych mostów. Most kolejowy w Jaremczu w 1917 r. został wysadzony, przez wycofujące się wojska rosyjskie. Odbudowany przez Polaków w latach 1925-1927, ponownie został wysadzony w 1944 r. przez Niemców uciekających przed Armią Czerwoną. W pobliżu zburzonego mostu sowieci wybudowali nowy most, nie ciekawej urody, z żelaza i betonu, zupełnie nie pasujący do górskiego klimatu, natomiast most kolejowy przed Worochtą ostał się do dziś.
    
 Jesteśmy w Jaremczu – wieś założył Jarema w 1788 r. W 1928 r. Jaremcze otrzymało status uzdrowiska. Atrakcją są m.in. wodospady na Prucie, źródła wody mineralnej, tereny spacerowe, jarmark huculski, zachowana przedwojenna zabudowa willowa, zabytkowa cerkiew św. Michała Archanioła, wzniesiona w XVII w., cerkiew św. Jana Miłościwego z XVIII w. i znana nam knajpka - koliba . Jest wieczór, tu nas już znają, będą śpiewy z kapelą huculską, szaszłyki i tańce oczywiście -kołomyjki huculskie. Po środku koliby jest palenisko i skwierczące szaszłyki, więc siadamy do uczty i zabawa. Dobieg już 23:00 więc czas na spanie. Nocleg w Jaremczu mamy zarezerwowany w dawnym ośrodku rządowym, (teraz sanatorium). Wsiadamy do autokaru i ruszamy do Ośrodka. Już go widać, nieźle się prezentuje. Wysiadamy z bagażami i idziemy do wskazanego piętrowego pawilonu. Już myśleli, że nie przyjedziemy. We wnętrz też luksusowo. Łazienki wyposażone w akcesoria włoskie, meble też sprowadzono z Włoch z Bari. Wybudowała go jugosłowiańska firma. Robi wrażenie. Kierowca pozostał przy autokarze, żeby posprawdzać stan techniczny autokaru i pozamykać bagażniki. Kiedy chciał zabrać swój bagaż, już go nie było, ktoś ukradł – został tylko w tym co miał na sobie. Zebraliśmy trochę gotówki, żeby kupił potrzebne rzeczy.
Rano przy autokarze z Warszawy stoją podenerwowani turyści i kierowca. Złodzieje wyłamali zamki z bagażników i zabrali co pozostało w autokarze na noc. Nie chciało im się dźwigać bagaży. Wspólne biadolimy, ale trzeba iść na śniadanie. Sanatorium to kompleks kilku budynków. Na śniadanie trzeba iść do głównego budynku i tu miłe zaskoczenie. Podali bułkę maślaną z prawdziwą aromatyczną kawą , a po tym wędliny i świeżutki chleb. Myślimy, że to koniec śniadania i można już iść, a tu kelnerki wychodzą gorącym mięsnym daniem i kompotem. Warszawiacy mimo strat, też zachwyceni są śniadaniem. Poprawił się im humor. Śniadanie było tak obfite, że do końca dnia będziemy syci. Wracamy do części hotelowej. Rzeczy wcześniej spakowane, trzeba znieść do autokaru. Jeszcze sprawdzenie, czy wszystko zabrane, czy wszyscy już są w autokarze i ruszamy w drogę.

komentarze: 0 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz