piątek, 16 marca 2018

Powroty na Kresy

2014.12.14 11:47:44

wrzesień 1999 
                                         
2. wrzesień. My znowu ruszamy w dro. Jedziemy do Złoczowa. Tam odbędzie się  konkurs recytatorski poezji Juliusza Słowackiego z okazji „Roku Słowackiego”. Potem do Krzemieńca, na zapowiedziany Zjazd Polskich i Ukraińskich Pisarzy. Od trzech lat działamy w kulturze i mnożą się zaproszenia. Jesteśmy rozpoznawalni. Do Krzemieńca zaprosił nas współorganizator Zjazdu p. Janusza Olbromskiego dyr. Archiwum w Przemyślu. Mamy zaprezentować laureatów konkursu który odbędzie się w Złoczowie. Wystąpi też małżeństwo aktorskie Poźniaków z Krakowa, z programem poetyckim, zespół „Promyki Krakowa” z folklorem, Stanisław Bromboszcz, solo w repertuarze  chopinowskim i Jerzy Bożyk ze standardami jazzowymi, własnymi piosenkami o treści patriotycznej i piosenkami lwowskimi 
        
 3. wrzesień. Rankiem jesteśmy w Złoczowie. Już rozgościliśmy się w hotelu. Mija sporo czasu i nikt nie pojawia się z miejscowych Polaków. Część osób miała być zakwaterowana w mieszkaniach tutejszych rodaków dla podreperowania ich budżetu domowego. Zignorowali, czy nie powiadomiono ich? Zgłosił się  Ukrainiec. Za to witają nas władze Złoczowa, p. Jewgienia Łapsiuk z Obwodowej Administracji Państwowej, p. Tiurdiukierownik Wydziału Kultury, p. Olga, dyr. Ośrodka Kultury „Proświta”, p. Lubyneckidyr. Średniej Szkoły Nr 3 i zaprzyjaźnione osoby ze strony ukraińskiej. My już po raz trzeci gościmy w Złoczowie z polską poezją. Tutejsze  Towarzystwo Kultury Polskiej podobno liczy 60 osób (w rejonie mieszka ok. 130 osób). Towarzystwa te nazywam „kanapowe” bo Zarząd i członkowie zmieszczą się na jednej kanapie. Jak dotąd spotkania z mniejszością polską to kilka osób z Zarządu. Czekamy - nikogo nie ma? 
Czy dalej się kłócą? Wreszcie pokazują się osoby z drugiego garnituru ZarząduWyglądają na wystraszonych, a może zastraszonych?, ale pomagają rozwiesić w mieście plakaty z podobizną Juliusza Słowackiego i programem naszego pobytu w Złoczowie. Dyr. Lubynecki zaprasza do szkoły. Tu dzięki niemu odbędą się przesłuchania konkursowiczów, a jest ich sporo. Konkurs rozpocznie się wbrew  Prezes Zarządu Złoczowskiego Oddziału Towarzystwa Kultury Polskiej. Okazało się, że wystąpiła z listem do rejonowej władzy z prośba o zabronienie organizowania przez nas imprez kulturalnych w Złoczowie. Ciekawe? List podpisali: prezes Maria Niemirowską,  Danuta Zwarycz, jej matka, Kazimierz Cytyński  i Czesław Janiszewski. Typowe piekiełko, jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno o pieniądze. Przez trzy lata Klub Złoczowski przekazał na cele charytatywne 1500 $ i 110 funtów ang. ze składek członków Klubu, a także kartony leków. Niestety prezes Zarządu TKP nie rozliczyła się z tych pieniędzy, więc wstrzymano jakąkolwiek pomoc.  
         
Władze Złoczowa okazały się rozsądne, bo nie rozpatrzyły wniosku, a list przekazały nam. Hm, niemiła sytuacja…, ale trzeba działać dalej. W sali gimnastycznej już zgromadziła się młodzież uczestnicząca w konkursie: Ola Szakalska (11 lat, Złoczów), Oksana Skorna (11 lat, Pidhorodzie), Halina Skorna (10 lat, Pidhorodzie), Julia Semianow (12 lat Nadwórna), Tania Ostasz (15 lat, Złoczów), Taras Łabunicki (14 lat, Złoczów), Julian Antoniewicz (15 lat, Lwów), oraz młodzież starsza: Oksana Coba (16 lat, Pilchowa Góra), Katia Tichonowa (16 lat, Złoczów), Weronika Piekarowska (16 lat, Lwów, Jana Chanowa (16 lat, Lwów), Natalia Lewicka (18 lat Nadwórna), Irena Markowska (16 lat, Winnica). 
        
Do Złoczowa przyjechali najlepsi recytatorzy, zaprawieni już w zmaganiach konkursowych. Ich możliwości już znamy z poprzednich konkursów  Są też nowi, trochę jakby wystraszeni wymaganiami konkursu, a wymagania są coraz większe. Tu już nie ma zlituj się. Tu trzeba wykaz się dużym kunsztem recytatorskim. Są też dwie panny, które próbują wykazać się poezją śpiewaną przy akompaniamencie gitary. Dwie to zbyt mało, żeby rozdzielić na kategorie, więc startują w grupie młodszych i starszych. Młodzież ze Lwowa, to uczniowie szkoły średnie z polskim językiem wykładowym, więszanse wydają się nierówne. 
         
Zgodnie z regulaminem konkursu pierwsze miejsce w grupie starszych to wyjazd do Krakowa na organizowane przez Centrum Młodzieży im. H. Jordana VIII Seminarium Potrzeb Kulturalnych Dzieci Polskich na Wschodzie. Za stołem już są jurorzy: Barbara Folwarczna – choreograf i aktorka, która reprezentuje „Klub Złoczowski”, Maja Wiśniewska i Tomasz Poźniak, małżeństwo aktorów z Teatru Ludowego w Krakowie, Elżbieta Mach, b. zast. dyrektora. Teatru Ludowego w Nowej HucieIrena Jasicka z Centrum Młodzieży i Janusz Paluch, Śródmiejski Ośrodek Kultury w Krakowie. No i dwie panie ze Lwowa: p. Iwanowa,  uczy języka polskiego w szkole polskiej we Lwowie i p. Teresa Dutkiewicz ze Lwowa. One tez zostały zaproszone do jury. Młodzież startuje dwóch grupach wiekowych. Przesłuchania kończą się i jury musi wybrać laureatów. Wybrano Tatianę ze Złoczowa, która w ubiegłym roku recytowała wiersz Mickiewicza po ukraińsku i wygrała wyjazd do Krakowa, teraz już recytuje po polsku, zapisała się nawet do Niedzielnej Szkoły Polskiej w Złoczowie. Jest dobra. Świetna jest Lewicka z Nadwórnej, ale nieoczekiwanie wygrywa uczennica z polskiej szkoły we Lwowie, która przyjechała z paniami, które zaproszono do jury. Śpiewała wiersz Słowackiego, brzdąkając na gitarze, głosik ot taki sobie. Tomasz Poźniak, przewodniczący jury, tłumaczy że wybrano ją ze względu na zdecydowany upór pań ze Lwowa. Trudno takie są wyroki jury, które działa pod presją. W grupie młodszej pierwsze miejsce przyznano Oli Szakalskiej, drugie Halinie i Oksanie Skornym, trzecie Julii Siemianów. W grupie starszej pierwsze miejsce Janie  Chanowej, drugie Natalii Lewickiej i Tani Ostasz, trzecie Julii Czubek i Katji Tichonowej. Jutro do Krzemieńca pojadą cztery osoby i wezmą udział w „Święcie Ulicy Słowackiego – Tatiana i Ola Szukalska ze Złoczowa, Lewicka z Nadwórnej (wg mnie najlepsza) i ta ze Lwowa. Laureaci jutro mają stawić się w Krzemieńcu. 
        
 Konkurs recytatorski towarzyszy inauguracji roku szkolnego w Niedzielnej Szkole Polskiej w Złoczowie Lokum na potrzeby tej szkoły udzielił dyr. LubyneckiW ubiegłym roku zapisało się 150 osób, przetrwało 70. Do zgromadzonej młodzieżz Niedzielnej Szkoły przemawia ta sama osoba, która wystąpiła do władz o zabronienie organizacji spotkanie w Złoczowie z polską kulturą  Można zwariować… , jakaś paranoja, a my dla młodzieży przywieźliśmy elementarze i wyprawki szkolne (to deklaracja z ubiegłego roku). Nauczycielka, która w Krakowie uczestniczyła w zakupie elementarzy i przyborów szkolnych mówi, że p. prezes ma pretensjebo nie przywiozła pieniędzy, a skoro przywieźli to ma odebrać i będą sprzedawane. Szybka decyzja, prosimy nauczyciel, żeby przekazała dzieciom, że mają przyjść z rodzicami do hotelu po odbiór elementarzy i przyborów szkolnych. Akcję sprawnie przeprowadza nasza Komisja charytatywna. Efekt, nauczycielka dostała ostrzeżenie, że od następnego roku już nie będzie uczyła. 
       
Tego samego dnia po południu postanowiliśmy przeprowadzić rozmowę kierownictwem Towarzystwa Kultury Polskiej, odnośnie dalszej współpracy. Spotkaniu  przewodniczył prof. Antonowicz z „Klubu Złoczowskiego”. Zaproszony przez p. prezes ks. Pankowski, przyszedł, pomodlił się z wszystkimi i wyszedł. Nie ładnie postąpił, bo p. prezes natychmiast przystąpiła do frontalnego ataku na kierownictwo „Klubu Złoczowskiego”, a konkretnie na moja osobę, nie pozwalając prof. Antonowiczowi  prowadzić spotkanie i nie dopuszczając do głosu przeciwnikówPan Cytyński, zwolennik prezes, zarzuc nam, że przywozimy lekarstwa przeterminowane i chcemy ich potruć, a następnie wstał i wyszedł wraz z zwolennikami prezes. Usłyszeliśmy, też, że tutaj Festiwale Kultury Polskiej ludziom nie są potrzebne, oni potrzebują pieniędzy (czytaj a my będziemy dzielić). Sporo ludzi zostało, ale już bez możliwości załatwienia czegokolwiek. Dalsza współpraca z tą ekipą nie jest możliwa, a co do pomocy biednym, to nasza Komisja Charytatywna musimy zmienić formę przekazywania środków pieniężnych. Rozpoznać kto jest naprawdę biedny i potrzebuje pomocy. Tym najbardziej biednym, będziemy przekazywać pieniądze bezpośrednio do ręki za potwierdzeniem. Uf, ale narobiono bigosu. 
         
4. wrzesień. Jedziemy do Krzemieńca przez Podhorce, Brody, Radziłów, Poczajów - kawał drogi. Jesteśmy już w Krzemieńcu. W katolickim kościele p.w. św. Stanisława Biskupa Męczennika (przy dawnej ulicy Szerokiej) jest Msza św. Głównym celebrantemjest ks. Marcjan Trofimiak, biskup diecezji łuckiej. Są już Ministrowie  Kultury Ukrainy i Polski, p. Stupka i p. Kazimierz Ujazdowski, towarzyszące osoby, oraz pisarze ukraińscy i polscy uczestniczący w Zjeździe. W czasie Mszy św. przygrywa zespół „Promyki Krakowa”. Teraz delegacje z Polski i Ukrainy składają kwiaty pod pomnikiem Juliusza Słowackiego, w bocznej nawie kościoła. Pomnik jest dłuta Wacława Szymanowskiego (twórcy pomnika Chopina w warszawskich Łazienkach). Odsłonięty został w r. 1909 w setną rocznicę urodzin Poety. Pomnik wykonany z marmuru i brązu, naturalnej wielkości, Rzeźba przedstawia Słowackiego w pozycji siedzącej. W dole pomnika  wyryty został następujący napis: „JULIUSZ SŁOWACKI ur. w Krzemieńcu 1809 r., zm. w Paryżu 1849 r. „Lecz zaklinam niech żywi nie tracą nadziei” (cytat z Jego wiersza).  Przy pomniku występują nasze laureatki konkursu recytatorskiego. Były duże brawa, dziewczyny zadowolone, ale czeka ich jeszcze występ przed Dworkiem Słowackich i przed dostojnym gremium pisarzy, w Auli Kołłątaja (Liceum Krzemienieckie). Ale teraz przed kościołem „Promyki Krakowa” jeszcze raz zagrały ks. bp. Marcjanowi Trofimiakowi, i odśpiewały sto latbo to jego jakiś  jubileusz. Idziemy do Dworku Słowackich przy ul. Słowackiego. Tu mieszkał dziadek Słowackiego z rodziną. Dom Juliusza Słowackiego był na terenie Liceum Krzemienieckiego i został rozebrany. Dworek jest w złym stanie, co prawda pobielony, ale na ścianach liszaje. Wpuszczają ministrów. Mnie też udało się wejść. W środku nieciekawie, teraz jest tam biblioteka, wnętrze podzielone ściankami działowymi. Całość nadaje się do generalnego remontu. Minister Ujazdowski deklaruje, że przyznane zostaną środki finansowe i w przyszłym roku będzie już po remoncie. Oby tak się stało. Przed dworkiem siedzą panie z bandurami w ręku. To znany zespół ze Lwowa. Spotkanie rozpoczyna się jednak prezentacją laureatek konkursu i koncertem „Promyków Krakowa”. Dobre przyjęcie i duże, długie brawa. Jakaś porządkowa już nie wytrzymała i przegoniła dziewczęta, bo teraz mają grać panie na bandurach. Dziewczęta ustępują miejsca, jeszcze chwile pozostajemy, żeby posłuchać brzmienia bandur. Rzeczywiście panie, to profesjonalistki gry na bandurze. Idziemy do Auli Kołłątaja w Liceum Krzemienieckim, to niedaleko wystarczy przejść przez bramę i zejść w dół ok. 150-200 metrów. Za murem kamień z napisem, że tu urodził się Juliusz Słowacki, po domku ani śladu. 

Aula Kołłątaja wypełniona po brzegi. Są profesorowie uniwersytetu warszawskiego, KULU, Rzeszowskiej WSP, muzealnicy, poeci, dziennikarze, urzędnicy ministerialni, budowniczowie pomnika Juliusza słowackiego w Warszawie. Sesja naukowa nosi tytuł „Geografia Podroży Juliusza Słowackiego”. Tu mają wystąpić - małżeństwo aktorskie Poźniaków z programem poetyckim, laureatki konkursu recytatorskiego, Stanisław Bromboszcz, solo w repertuarze  chopinowskim i zespół „Promyki Krakowa” z polskim folklorem, (piosenki krakowskie i góralskie). Czekamy na zewnątrz,  aż nas poproszą. W międzyczasie oglądamy wystawę poplenerową w korytarzu ciągnącym się wzdłuż Auli. Już nas zapraszają, program realizowany jest wg  ustalonej kolejności. Wreszcie „Promyki Krakowa”. Powiało piosenkami krakowskimi i góralskimi z pod samiutkich Tater. Dziewczęta grają i śpiewają, z niesamowitą werwą i radością. Widać, że się tym graniem i śpiewaniem bawią. Wielkie brawa, a tu powtórka. Z końca Auli biegnie jakaś porządkowa, nie zniosła lackiego śpiewu i przepędziła dziewczęta ze sceny. Nie wytrzymała ciśnienia. Dyrektor Mariusz Olbromski mówi do mnie, tacy oni już są, w końcu są tu gospodarzami.  Nic ująć, nic dodać „tacy oni już są”. Po występach,  prof. Maria Janion z Instytutu Badań Literackich PAN, mówi mi że występy aktorów i młodzieży oraz „Promyków Krakowa”, były bardzo interesujące i podobały się, ale ta co zdobyła pierwsze miejsce to nieporozumienie, piszczy, brzdąka na gitarze, nie słychać jej głosu, strasznie męczyła tego Słowackiego i wskazuje na Lewicką. Ta jest bardzo dobra. Ciepło mi się zrobiło, że trafnie oceniłem możliwości Lewickiej. 
        
Zrobiło się późno, pora na obiad  „nomen omen” w restauracji Bona, dość przyzwoita, jedzenie też. Po obiedzie, późnym popołudniem odwiedziny p. Ireny Sandeckiej Pani Ireny, mieszka w pobliżu Liceum Krzemienieckiego. Idziemy w małej grupie, ulicą wzdłuż  murów Liceum Krzemienieckiego i tuż po prawej stronie jest domek p. Ireny. Stoi  w ogródku, dużo kwiatów, na ławeczce wygrzewający się kot w wrześniowym słońcu. Wita nas tez sympatyczny pies. Wychodzi p. Irena i zaprasza do środka. W środku sień, po prawej stronie kuchnia, po lewej do salonik. Wchodzimy. Salonik jak w starym dworku, na środku duży stół, krzesła. Przy ścianach szafa biblioteczna, serwantka, stara porcelana, jakieś bibeloty, a na ścianach makatki, gobelinki, obrazy. Jest też pianino i dużo kwiatów. Przytulnie, ciepło, wszystko utrzymane w klimacie starego dworku. Gospodyni rozmowna, o Krzemieńcu wie wszystko. Pani Irena urodziła się 1 kwietnia 1912 w Humaniu - polska poetka, nauczycielka, pracownik naukowy Liceum Krzemienieckiego, działaczka społeczna i katolicka, od 1942 mieszka i działa w Krzemieńcu. W czasie II wojny światowej pracowała w Powiatowej Delegaturze Rządu w Krzemieńcu. Zajmowała się m.in. pomocą Polakom atakowanym przez nacjonalistów ukraińskich. Uratowała od zagłady jedną z wsi organizując dla mieszkańców eskortę złożoną z niemieckich żołnierzy. Wywiozła z zagrożonego rzeziami Krzemieńca do Krakowa kilkadziesiąt polskich dzieci uratowanych z pogromów (ich rodzice zginęli w rzezi wołyńskiej). Po wojnie pozostała w Krzemieńcu, została aresztowana przez NKWD, ale wkrótce zwolniona. Do 1969 r. pracowała jako laborantka w służbie zdrowia. Czynnie uczestniczyła w życiu miejscowego Kościoła katolickiego oraz prowadziła tajne nauczanie polskich dzieci. Opracowała w tym celu ręcznie napisany i ilustrowany "Elementarz Krzemieniecki". Dzięki niej w Krzemieńcu przetrwało prężne środowisko polskie. Kończymy miłą rozmowę. Teraz szybko na Górę Bony. Dobrze, że mamy autokar nie najświeższej młodości i mistrza kierownicy, nie ma dla niego złej drogi. Kierowcy innych autokarów, szczególnie tych luksusowych, wolą nie  ryzykować. Droga fatalna, wyżłobione bruzdy po ulewach. 
          
Jesteśmy na górze, widok wspaniały. Krzemieniec jak na dłoni. Stąd dopiero widać w szczegółach piękny architektoniczny kompleks (teraz kilka szkól różnego typu). W przewodniku czytamy: Liceum Krzemienieckie (Liceum Wołyńskie) istniało w latach 1805 – 1831, reaktywowane w latach 1992-1939. Szkołę założył Tadeusz Czacki, przy udziale Hugona KołłątajaSzkoła mieściła się w siedzibie dawnego kolegium jezuickiego w zespole architektonicznym pałacu Wiśniowieckich, która po kasacie zakonu przejęła Komisja Edukacji Narodowej. Pierwotna nazwa szkoły, Gimnazjum Wołyńskie, obowiązywała do roku 1819, potem ranga placówki wzrosła, a jej nazwę zmieniono na Liceum Krzemienieckie. Już jako liceum szkoła mogła nadawać niższe tytuły naukowe 3 lipca 1941 r., dzień po zajęciu Krzemieńca przez Wehrmacht, w mieście doszło do antysemickiego pogromu dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich, w którym zginęło od 300 do 500 Żydów. Pretekstem do pogromu było wymordowanie przez NKWD w więzieniu w Krzemieńcu około 100-150 więźniów (głównie Ukraińców, lecz także Polaków) tuż przed wycofaniem się Sowietów z miasta. 28 lipca 1941 r. na podstawie listy ułożonej przez nacjonalistów ukraińskich, Niemcy aresztowali przedstawicieli inteligencji polskiej z Krzemieńca, głównie nauczycieli Liceum Krzemienieckiego. W dniach 28-30 lipca 1941 r. 30 z tych osób zostało przez Niemców rozstrzelanych pod Górą Krzyżową.1 marca 1942 r. Niemcy utworzyli w Krzemieńcu getto dla ludności żydowskiej. W sierpniu 1942 roku getto zostało „zlikwidowane” przez Sicherheitsdienst, niemiecką żandarmerię i złożony Ukraińców Schutzmannschaft. Żydów w liczbie ok. 8 tys. rozstrzeliwano w rejonie dawnej fabryki tytoniowej i wrzucano do dołów i rowów. W celu wygonienia Żydów z kryjówek getto zostało podpalone. Trwający kilka dni pożar zniszczył zabytkowe centrum miasta. 
W Krzemieńcu mieszka 200 Polaków, w towarzystwie polskim istnieją  dwa zespoły chóralno-taneczne prowadzone przez p. Kamińskiego: „Barwy” i „Barwinki”. Podobno tu w mieście wszędzie stały dworki. W roku 1941-1943 Niemcy pozwolili Ukraińcom  zniszczyć polskie siedliska, ale nie pozwolili im tam zamieszkać natomiast mogli wykorzystać budulec z rozebranych domów. Jeszcze dzisiaj w zdziczałych ogrodach są widoczne fragmenty fundamentów. 
         
5. wrzesień. Złoczów. Msza św. Na organa gra Marysia Smoleń. Młoda dziewczyna spełniająca rolę organisty. Po błogosławieństwie organy zagrzmiały przedwojennym „slowfoxem”  to Jurek Bożyk usiadł za klawiaturą. Wierni przyzwyczajeni do muzyki Bacha wpadli w osłupienie.  
       
 6. wrzesień wycieczka do zamków w Olesku i Podhorcach, i powrót do Złoczowa 
        
7. wrzesień rano. Do Krakowa wracają Maja Wiśniewska, Roma Krzemień z „Promykami Krakowa”, Szymon Krzemień syn Romy – wiolonczelista, Elżbieta Mach i nasi klubowicze, a my w drogę przez Zborów, Zbaraż, SkałatSatanów (tu jeszcze uchował się pomnik Lenin) do Kamieńca Podolskiego. Jutro występ w szkole muzycznej. 
       
 8. wrzesień. Nocowaliśmy w hotelu „Ukraina” pamiętający czasy Rosji Carskiej. Trochę zmodernizowany, to znaczy jest „Dusz”, bańka pięciolitrowa podgrzewana elektrycznie. Pędzę rano, ktoś mnie uprzedził. Nareszcie wchodzę, namydliłem się, szampon wlałem na głowę, a tu klops, wody ciepłej już zabrakło, trzeba czekać aż się nagrzeje. Nie wiadomo jak długo to potrwa. Ryzykuję – spłukuję zimną wodą, jak ze studni. W hotelu jest „barek”, więc idziemy na śniadanie. Pomieszczenie nie duże, pięć stolików – wystarczy, nie wszyscy korzystaj, mają swoje zaprowiantowanie. O jedenastej mamy być w szkole, adres mamy, ale jak tam dojechać, bo szkoła jest na peryferiach miasta. Na szczęście pojawił się Aleksander, tutejszy historyk, pojedzie z nami. Jesteśmy, sala jak na szkołę dość duża z małą sceną. Tutaj wystąpią, Tomasz Poźniak, Bromboszcz i Bożyk. Młodzież w komplecie z uwagą wysłuchuje jak Tomasz recytuje wiersze Słowackiego, mniej ich interesuje muzyka poważna i tu do swojego „Rzęcha” zasiada Bożyk, parę akordów i zaczyna koncert wokalny oparty na standardach amerykańskich, to wyraźnie ożywiło senną młodzież. Koncert zakończony, idziemy na mały poczęstunek. Informuję dyrektora szkoły, że rozmawiałem z dyr. Malinowskim szkoły muzycznej w Nowej Hucie i potwierdził, że są gotowi na przyjazd młodzieży do Krakowa, podałem też adresy kontaktowe. Wszyscy są zadowoleni, więc czas na zwiedzanie Starego Miasta i Fortecy. Oprowadzi  Olek Karbowski. Ci którzy już tu byli powędrowali swoimi ścieżkami. 
       
 9. września. Wyjazd – na huculszczyznęPo drodze Chocim. Tu się coś się zmieniło, tylko nie możemy znaleźć odpowiedzi, co? Ach tak, tak, w początkowych latach niezależności Ukrainy, z okazji kolejnej rocznicy zwycięstwa nad Turkami w 1621 r.,  przy parkingu u wejścia do twierdzy chocimskiej, ustawiono pomnik Konaszewicza- Sahajdacznego – hetmana kozackiego w zbroi z miedzi. Teraz pomalowany złotawą farbą, już nie błyszczy w słońcu… ktoś ukradł zbroję.  Postać Sahajdacznego jest władcza, niestety brak głównego bohatera teatrum wojennego, hetmana Chodkiewicza. Turysta (szczególnie ukraiński) patrząc na samotnie stojącego Sahajdacznego może utwierdzić się w przekonaniu, że to on był jedynym zwycięzcą.  Jedziemy dalej. Już jest godzina 20:00. Jesteśmy niedaleko Worochty, gdzie mamy zamówiony hotel, ale my zatrzymujemy się w drewnianej kolibie w Jaremczy. Na środku pomieszczenia pali się ognisko z rusztem do opiekania szaszłyków na nasz widok huculska kapela podrywa się. My się już znamy już tu byliśmy. Kapela to cymbały, fujara i duży bęben z czynelami Graja folklor ale na nasz widok szybko przechodzą na polski repertuar ludowo-biesiadny Jurek Bożyk podłącza do sieci swój instrument, jak go nazywa Rchem”, dostraja się z akordami wygrywanych przez kapelę melodii, a oni do jego. Jurek zaczyna od swoich standardów. Okazuje ze pochód świętych  oraz podstawową dwunastotaktową frazę mają opanowaną i zaczyna się prawdziwy „jam session z autentycznymi hucułami. Huculi śpiewają z namiGorące szaszłyki na talerzach, do tego czysta. Kapela też dostała po pół litra na głowę. Do  hotelu w  Worochcie dotarliśmy grubo po północy.  
Teraz nocleg, a jutro wyjeżdżamy do Krakowa przez NadwórnąW Nadwornej zatrzymujemy się w szkole gdzie uczy p. Lewicki. Mały recital wokalny Jurka. Tomasz Poźniak czyta wiersze Słowackiego, młodzież popisuje się swoimi możliwościami recytatorskimi i wyjazd granicy przez do Drohobycz, Borysław, Mościska. 
         
Na granicy kończą się żarty i zaczynają się schody. Ukraińscy celnicy wchodzą do autokaru i od razu pyta kto jest kierownikiem. Zgłaszam, że ja. Proszę pokazać bagaż. Przewracają w walizce natrafili na torebkę foliową z herbatą w saszetkach. A to co narkotyki. Powąchaj mówię. Powąchał i odczepił się, ale przyczepił się do „Rzęch Jurka, bo on nie ma odnotowanej odprawy warunkowej. Pamiętam jak na granicy celniczka powiedziała że nie potrzebne jest wpisywanie. Zrobiło się gorąco. Wszyscy śmiali się, że to złośliwości pani prezes Niemirowskiej, kto wie?... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz