Kresowe opowiadania o czasach bardzo starych, starych i tych nie tak odległych
M O J A O J C Z Y Z N A
Złoczów – dziedzictwo Sobieskich
Nazwa Złoczów według XVIII - wiecznej tradycji pochodzi od wyzłoconych łanów zbóż okalających miasto ( Acta Ecclesie Zlocz. k. 2 V.) Felicis melior Russorum portio glebae Rusi Amultis titulis aurea Zloczovia co znaczy: Doskonała cząstko szczęśliwej gleby z licznych względów złoty Złoczowie.
Jeśli pytasz czym jest Ojczyzna? - odpowiadam:
- to miejsce urodzenia, dzieciństwa i wspomnienie o rodzinnego domu,
- to tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie,
- to system wartości tworzony przez wieki,
nie należy więc wstydzić się być tego patriotą. Należy dbać i troszczyć się o rozwój tego co nam przekazano, a mottem tych opowiadań niech będą te wiersze:
”Kłaniam się Tobie – Ziemio Podolska
Moja Ojczyzno – Ziemio Tarnopolska
Mlekiem i miodem obficie płynąca,
Wszelakim dobrem swoich gleb słynąca!
Ty Ziemio Złoczowska….”
Marian Hemar:
„Przenieś mnie teraz
Do miasta Złoczowa
Gdzie dusza zazna radości
Od nowa
Tam pozwól zamieszkać
Na chwilę
Zamiast wędrować”…
Agnon Szmuel Josef:
Jeśli pytasz gdzie ojczyzna ma? -
odpowiem Kraków ojczyzną mą,
Krakowski Rynek i Wawel stary,
Krakowskie Planty i Brama Floriańska.
Lecz po mieczu i kądzieli,
To Podole, Lwów, Brzeżany,
Podolskie stepy i burzany,
I Złoczów, pachnący ciastkami.
roma
Tam W Złoczowie Rodzice mieli cukiernię. Tam na Podwójciu 4
rodzinny dom mój stał. Dom parterowy, murowany, przestrzenny - holl,
pięć pokoi w amfiladzie, kuchnia, służbówka, dwie wygódki i przeszklona
weranda z widokiem na sady i piękne ogrody. Od strony ulicy i wzdłuż domu była kwietna rabata, pachnące
róże i mattiola, a jesienią mieczyki, piwonie i inne drobne kwiaty. Przy sadzie był mały ogródek - rabata z bylinami, krzewy i
warzywniak z kuchennymi ziołami, a środkiem sadu dróżka z krzewami
porzeczki i agrestu. W sadzie rosły drzewa wiśni, moreli śliw i jabłoni. Po
prawej stronie ogrodzenie z kolczastego drutu, pnącza, powoje, dzikie
wino i gniazdko cierniówki, bardzo ufnej, bo pozwalała się głaskać w
czasie lęgowym. To ptaszek wędrowny, ubarwienie dość jasne - wierzch
rudoszary, skrzydła wyraźnie rdzawe, a spód białawy z różowym nalotem na
piersi.
Po lewej stronie szczelny płot z desek góry ostro
zaciosany. Wzdłuż płotu maliniak, a na końcu posesji podmokła część
sadu i ruczaj mały. Tu drzew nie było, tylko moczarowa trawa, gdzie
rządziły się żaby: śmieszki, moczarowe i żyjące w trawie. Te to aż pod
warzywnik wędrowały. Od czasu do czasu przed zachodem słońca pojawiał się pan
bociek, żeby z żabami zrobić porządek. A kiedy już nastał wieczór,
słychać było żab gadanie, kuma - kuma, kum, kuma - kuma, kum, a bociek
gdzie?, „w gnieździe, w gnieździeee” odpowiadało echo i następował
żywiołowy rechot żab. W środku sadu, pod strzelistą brzozą, altana mała stała, w
koło sezonowe kwiaty, a obok rozłożyste drzewa bzu – lilaka pospolitego i
bzu białego. Ogrody i sady widziane z werandy (poziom pierwszego pietra),
to duży cztero hektarowy teren obsadzony drzewami, przeważnie owocowymi i
ozdobnymi, krzewami i kwiatami – to raj ptasi, naturalny teren lęgowy i
to zaledwie 300 m od centrum miasta. W Złoczowie takich enklaw zieleni
było więcej: park na Starych Wałach, na dawnym obwałowaniu grodu.
Na południowo - wschodnim krańcu miasta, na niewielkim
wzniesieniu za zamkiem był park i stadion miejski, boisko piłkarskie,
bieżnie, korty tenisowe, boiska do siatkówki i koszykówki, a na domiar
tego, jakby było za mało, strzelnica sportowa, zaś u dołu góry
pełnowymiarowy basen kąpielowy, szatnie, bar i kręgielnia. W mieście był park zwany „Kepą”, to wzniesienie, na którym
było kiedyś modrzewiowe „fortalicium” i nowy zamek i zamkowe ogrody. O
nich pisał Wincenty Pol. A to suplement do jego wiersza:
Stary dworzec modrzewiowy
Już od dawna nie istnieje
Nie ma sadów ni dąbrowy
Zaś w pamięci mej przetrwało
Wzgórze zwane kiedyś „Kępą”.
Na tym wzgórzu rosły drzewa
Stare klony i kasztany
Wśród nich dróżki białe wiodły
Słychać było ptaków śpiewy
I radosną dzieci wrzawę.
Dziś już nie ma wzgórza „Kępa”Już od dawna nie istnieje
Nie ma sadów ni dąbrowy
Zaś w pamięci mej przetrwało
Wzgórze zwane kiedyś „Kępą”.
Na tym wzgórzu rosły drzewa
Stare klony i kasztany
Wśród nich dróżki białe wiodły
Słychać było ptaków śpiewy
I radosną dzieci wrzawę.
Spychaczami go zepchnięto
Stoją dzisiaj gmachy wielkie
Administracji miasta
O przeszłości zapomniano
roma
W parkach sadach, ogrodach roiło się od ptactwa. W naszym
sadzie jako pierwszy po zimie przylatywał pierwiosnek. Jego śpiew
wyróżniał się monotonnym wykrzykiwaniem "cilp, calp" i "tret tret". W
czasie godowym trel trwał zwykle cały dzień. Później pokazywały się inne ptaki: szpak, drozd i słowik, ten
to śpiewał nocą przy altance. Nawet uwił na bzie gniazdko dla swe
wybranki. Nocą słychać było gwizdy, świsty, flety, rytmiczne sylaby, to
wszystko łączyło się w niepowtarzalną melodię. Czasem zięba zawitała, piękna elegantka. Stałym gościem był
trznadel. Ten przypominał kanarka, bo miał brzuszek cytrynowy. Wczesnym
rankiem siadał na czubku brzozy i oznajmiał poranek charakterystyczną
melodią "cik", "srit". On u nas zimował i pod koniec zimy śpiew jego
brzmiał – "di di di di dieh". Śpiewał od lutego aż do jesieni. Sikora
bogatka też zimowała i stale dopominała się o słoninkę w karmniku.
Wszędzie można było ja usłyszeć, no i szczygieł w pięknym kolorowym
ubranku, śpiewak najwyższej klasy. Jesienią, na przezimowanie, pojawiał się gil w pięknym
kolorowym fraczku. Przylatywał z północno-wschodniej Europy, bo tam dla
niego zima była zbyt surowa. W sadzie szukał owoców i pozostawał do
kwietnia. W sadzie i ogrodzie też były motyle. O popularnych bielinkach i cytrynkach, tylko wspomnę, natomiast ozdobą ogrodu był: Paź królowej, najpiękniejszy motyl na świecie. W wielu miejscach już
wyginął. Można było go zauważyć od maja do sierpnia, najczęściej tam
gdzie warzywa: marchew, koper włoski i kminek. Rusałka admirał, ta latała odmaja do października żywiąc się sokami z drzew i gnijącymi owocami, a także nektarem z pokrzywy, Był też pawik i pokrzywka. Latały od wiosny przez całe lato i żywiły się nektarem kwiatów pokrzywy. W maju i czerwcu roiło się od chrabąszczy w dzień na drzewach
liściastych, a loty odbywały wieczorami. Żywiły się nimi ptaki
drapieżne, a dla ptactwa domowego były przysmakiem, więc kury biegały
jak oszalałe, żeby dopaść ofiary. Na podwórku często gościły kawki, wrony i gawrony, żeby
podkradać kurom karmę. Czasem kruk z potężnym dziobem i myszołów
szybujący nad sadami wypatrujący zdobycz. To moje przydomowe środowisko.
Często przebywałem we wschodnio – południowej części miasta,
oddalonej od naszego domu ok. 1,5 km, gdzie u stóp Wzgórz Woroniackich,
były łąki i źródliska rzeki Złoczówki i Młynówki. Tam na podmokłych łąkach rosły: skrzypy, wrotycz i sasanki,
żółte kaczeńce, storczyki, ziele tatarskie i krzaki łozy. Gniazdowała
tam rozśpiewana łozówka – niepozorny mały ptaszek, a w zaroślach
rządzili: świergotek łąkowy i świerszczak udający świerszcza granie. Tam
też było królestwo motyli i ważki pstrokatej. Pośród traw i krzewów łozy było źródlisko - „bezodnią”
zwane. To początek rzeczki małej i rozlewiska wodnego, gdzie były
szuwary i sitowia kępy, oczka wodne i nenufary, a przy brzegu pałki
wodne, smołowane czółno stare, niezapominajki i pachnąca mięta. To królestwo żab jeziorkowych i wodnych, dzikich kaczek, kurek wodnych i przeróżnych owadów. Gniazdował tam też trzciniak ptaszek mały co śpiewał wieczorami, a żaby jak to żaby, bez przerwy kumkały.
Przypomniał mi się tu wiersz Brzechwy taki: „Ryby, żaby i
raki, raz wpadły na pomysł taki, żeby opuścić staw, siąść pod drzewem i
zacząć zarabiać śpiewem. No, ale cóż, kiedy ryby śpiewały tylko na niby,
żaby na aby - aby, a rak byle jak.” Brzechwa pochodził z Podola i
zapewne znał żabi śpiew. Czy ja też piszę na niby i byle jak? Osądzicie
sami. Ach! Zapomniałem, zapomniałem o doskonałej glebie, o
łanach zbóż złotem malowanych, o czerwonych makach, chabrach i
rumiankach, co w promykach słońca i powiewie wiatru tańczyły, jak piękne
kolorowe ubrane baletniczki i o skowroneczku, co wysoko gdzieś tam w
górze, śpiewał swoją pieśń na moje powitanie.
To tam moja Ojczyzna była
To chłopięcych lat Arkadia
To ta memu sercu jest bliska.
Więc już kończę,
O mnie już pisałem,
O niej, w następnym rozdziale.
komentarze: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz